Katolicyzm ma własność pionu – odchyleń nie znosi.
Cytaty na nasze czasy:

"Jeśli kiedykolwiek zetkniecie się z chlubiącymi się tym, że są wierzący, że są oddani Papieżowi, i chcą być katolikami, ale nazwanie klerykałami mają za największą obrazę, powiedźcie uroczyście, że oddane dzieci Papieża to ci, którzy są posłuszni jego słowu i we wszystkim go słuchają, a nie ci, którzy czynią zabiegi, by uniknąć wypełnienia jego rozkazów lub aby naleganiem godnym ważniejszych spraw wymusić na nim zwolnienia czy dyspensy tym boleśniejsze, im większe wyrządzają szkody lub zgorszenie. [...]"

(Fragment przemówienia św. Piusa X wygłoszonego do kardynałów na konsystorzu 27 maja 1914 r. - Testament duchowy św. Piusa X)

wtorek, 22 marca 2022

Ks. Marian Morawski: Masoneria współczesna w perspektywie przełomów dziejowych

Masoneria współczesna w perspektywie przełomów dziejowych

Ostatnie dwieście lat





Na wstępie do książki mojej pt. „Źródło rozbioru Polski” pozwoliłem sobie zacytować dłuższy wyjątek z pomnikowej (i częściowo przetłumaczonej już w rękopisie na język polski) książki autorki angielskiej, p. Nesty Webster o „Związkach tajnych i stowarzyszeniach wywrotowych”. Brzmi on:

„Tajna historia Europy w czasie ostatnich dwustu lat pozostaje jeszcze do napisania. Tak długo, jak jej nie obejrzymy w świetle dessous de cartes – wiele wypadków, które zaszły w ciągu tego okresu, pozostaje niewytłumaczonych.”

Idąc za światłą wskazówką tej autorki angielskiej, usiłowałem w przeciągu ostatnich lat dwunastu przetasować tę „talię kart”, którą stanowi przed- i porozborowa historia polska, „talię kart”, która dotąd niejednokrotnie była przedmiotem „wolt” notorycznych oszustów historiografii.

Nie będę tutaj zatem powtarzał, prostował czy uzupełniał wyników w pełni czy też połowicznie osiągniętych w zakresie ostatnich dwustu czy więcej lat naszej historii; te rzeczy wciąż są jednak żywe, wciąż budzą nie tylko krytyki rzeczowe, lecz i pełne afektu zastrzeżenia i sprzeciwy.


Fryderyk Wielki i Napoleon

Skarżył mi się kiedyś po odczycie moim w Wilnie światły, zacny i natchniony śp. prof. Zdziechowski – było to coprawda cztery lata temu, a zatem dużo przed ukazaniem się jego ostatniej rozprawy pt. „Masoneria, jej cele i ideały”1) – że kiedy słucha moich wywodów, to mu się czasem wydaje, że tak odmalowywuję działania mężów stanu i wodzów, jakby – dajmy na to – „Napoleon zwyciężał na polu bitwy, a w tajnikach jego obozu wojennego, w zakamarkach jego izb sztabowych, kryło się i knuło losy świata trzech jakowychś Żydów”.

N’en déplaise – jak mawiają Francuzi – czcigodnemu profesorowi, ale nie osłaniając się nadal cywilnym swoim, laicznym w ostatnio wymienionych sprawach autorytetem powołam się tym razem wyjątkowo na autorytet zmarłego świeżo wodza, który wygrywał jednak również pewne bitwy, Ericha von Ludendorffa, wołającego w jednej z „mów swoich do narodu niemieckiego”, co następuje2):

„Czyśmy nauczyli się czegokolwiek ze zdrady pod Valmy w dniu 21 września 1792 roku? Tu wszakże skłonił książę-wolnomularz Karol-Wilhelm Ferdynand Brunświcki, bez przeszkody ze strony „wtajemniczonego” po uszy króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II oraz wysokich stopni illuminata Karola Augusta sasko-wejmarskiego3), sprzymierzone wojska do rejterady przed paczką „sankiulotów” „brata” generała Dumourieza – wszystko to zaś, aby dopomóc do zwycięstwa rewolucji wolnomularskiej w Paryżu… Milczą o tym wszystkim akta oficjalne, lecz wskazują na zdradę (pod Valmy) diamenty książęcego domu brunświckiego…”

Ile to w losach Hohenzollernów – od krzyżackich począwszy jeszcze czasów – wchodziło w grę tajnych i ciemnych sprężyn, uwidocznionych chociażby w owym „Orle Czarnym” rytualistyki masońskiej (staropruskiej)! W „Źródle” moim wykazać się starałem, fragmentarycznie oczywiście i szkicowo, że Wielki Fryderyk nie byłby zwyciężył w wojnie siedmioletniej i został „Wielkim”, gdyby mu nie były pomogły do tego w przełomowych chwilach jego kampanii tajne siły.

A Napoleon?

Wystarczy obejrzeć ilustrację, zawartą w znanym dziele Clavela „Histoire de la franc-maçonnerie”4), przedstawiającą próbę rewizji, dokonywaną przez Napoleona w towarzystwie dwóch adiutantów w jednej z lóż paryskich. Uwydatniony jest na tej ilustracji niepokój ów ukoronowanego wolnomularza w latach zwłaszcza 1806-13, w końcowej fazie zawrotnych i zawodnych jego powodzeń, w latach klęski hiszpańskiej, katastrofy rosyjskiej i buntu świata żydowskiego przeciwko cezarowi Rewolucji.

Dodać zaś należy, że Bonaparte wiele chciał był uczynić gwoli pozyskania sobie niepokojących go żywiołów pansemickich. Wiemy tedy coś niecoś od historyków pochodzenia żydowskiego, Askenazego5) i Guedalli6), że walcząc na Wschodzie w Palestynie nosił się on z zamiarami podobnymi do późniejszej deklaracji Balfoura. Gdy zaś to spaliło na panewce i gdy zwłaszcza, jak się wydaje, naraził się cesarz światu żydowskiemu niedość skrupulatnym czy wprost niechętnym traktowaniem jego żądań, nastąpiła ostra przeciwko niemu reakcja, uwydatniająca się przemożnie i przeważnie w płaszczyźnie wypadków politycznych, w płaszczyźnie zaś doktryny ezoterycznej narodu żydowskiego realizująca się w znanych nam złorzeczeniach rabinów.


Rotszyldowie na widowni


Kto miał sposobność zwiedzać wspaniały zamek – niegdyś landgrafów heskich – w Wilhelmshöhe pod Kassel, siedzibę niegdyś uwięzionego Napoleona III, kto się przyglądał przepychom tego pseudo-Wersalu niemieckiego, mógł snadnie siebie samego zapytać: kto to zapłacił?

Bywali wprawdzie wielkimi bogaczami ci landgrafowie hescy, Fryderyk II np., co kandydował był przed pierwszym rozbiorem do tronu polskiego i niewczesną kandydaturą swoją minę ostateczną pod niezależny byt Rzeczypospolitej założył, ciągnął mianowicie olbrzymie zyski ze sprzedaży poddanych swoich jako najemników do wojsk obcych.

Porósł jednak na dobre w pierze dopiero syn jego Wilhelm IX, pierwszy elektor (1785-1803), o którym cenne dla nas informacje znajdujemy w monumentalnym dziele hrabiego Cortiego o domu Rotszyldów7). Zaczęło się pozornie od niewinnej współpracy czy też raczej handlu w zakresie numizmatyki pomiędzy owym Wilhelmem heskim a pierwszym Rotszyldem, Mayerem-Amschelem, który z czasem stał się generalnym faktorem rzeczonego landgrafa, uratował w czasie wojen napoleońskich jego fortunę, a mnożąc ją zręcznymi operacjami powiększył jego zasoby i znaczenie.

Podczas gdy to robił stary Rotszyld, trzeci z jego synów, Natan, osiedlił się w Londynie i stamtąd, drogą niesłychanie skomplikowanych operacyj, a właściwie szmuglerstw finansowych, zasilał wydatnie walczące tymczasem z Napoleonem w Hiszpanii armie Wellingtona. Ta więc akcja Natana w Londynie była – rzec można – jednym z głównych bastionów wypadowych obrażonego na Napoleona żydostwa, podczas gdy inny bastion szpiegowski znajdował się w mieście centrali rotszyldowskiej, we Frankfurcie, gdzie zbiegały się nici kontrwywiadu wrogów Napoleona.


Gwiazda Dawidowa po raz pierwszy na niebie hiszpańskim


Równo sto lat temu oświetliła „Gwiazda Dawidowa” krwawym refleksem horyzont Hiszpanii. W nieszczęśliwym tym kraju pierwszy raz toczyła się bowiem wtedy wojna domowa pomiędzy zwolennikami prawowitego władcy, przodkami duchowymi dzisiejszych karlistów, a liberalną latoroślą dynastii, jak niegdyś nią byli w dynastii francuskiej Orleanowie, płochą Izabellą. Toteż kiedy szala przedstuletniej tej rozprawy przechylać się zaczęła na stronę Don Carlosa, wmieszał się do niej – podobnie jak dzisiaj to czynią kapitały amerykańskie oraz inne – całym impetem swojej przewagi Natan Rotszyld, finansując skuteczną na rzecz Izabelli interwencję ochotników angielskich i francuskiej Legii Cudzoziemskiej.


Szczęście Koburgów


Jeżeli pozwoliłem sobie tutaj na dłuższą dygresję w sprawie Rotszyldów i Hesów, to cóż powiedzieć mam dopiero o zadziwiającym szczęściu innego niemieckiego domu książęcego, słynnych Koburgów, należących do starszej linii tejże samej dynastii, która nam dała najgorszego naszego króla, Augusta Mocnego?

Jest więc rzeczą zadziwiającą a stwierdzoną, że jeden z tych Koburgów, mianowicie Ernest I, przytulił wypędzonego zewsząd, a najbardziej wywrotowego z rewolucjonistów, założyciela sekty „IIluminatów”, Weishaupta. Jakby za dotknięciem różdżki magicznej zmieniła się z tą chwilą dola rodu Koburgów: brat owego Ernesta, żonaty – mówiąc nawiasem – z notoryczną Żydówką Kohari Kohary vel Kalahora, widzi jednego ze swoich synów na tronie portugalskim, gdy tymczasem wnuk jego siada, już wszakże nie za jego życia, na tronie bułgarskim. Nie koniec jednak na tym: drugi brat rzeczonego protektora Weishauptowego -Leopold, zostaje najpierw królem greckim, później zaś belgijskim i daje początek panującej po dziś dzień w Brukseli dynastii, podczas kiedy rodzony syn Ernesta współcześnie zakłada dzisiejszą dynastię angielską. Zadziwiający zaiste posiew trójkąta.


Furierzy wszelakiej rewolucji


Jako że „deszcz pada na świątynię”, przeto istnieje znowu dzisiaj pośród masonów tendencja „wybraniania” Loży przed zarzutem, iż ona to wywołała rewolucję francuską. Stracone zachody… Prace Cochina, pani Webster i innych, ba, nawet niektóre enuncjacje oficjalne Loży8) zaprzeczają tej spóźnionej salvatio honestatis.

I u nas trafiały się niekiedy podobne tendencje. I tak Akademia Umiejętności, w której obecnie dużą rolę gra wpływ wolnomularsko nastrojonego prof. Kota, skreśliła – mówił mi to swego czasu nieżyjący już prezes jej Komisji historycznej, ks. Fijałek – z przedmowy do wolnomularsko nastrojonego wydawnictwa Małachowskiego – Łempickiego „Wykaz Lóż Polskich” wzmianki o tym, że to wolnomularstwo przygotowało u nas rewolucję listopadową.

Jak trafnie diagnostykują współcześni nam publicyści-historycy, Giertych9) i Didier10), rewidując opaczne wnioski szkoły Askenazego -masoni byli z reguły u kolebki wszystkich naszych niefortunnych rewolucyj. Najpierw w „Barze” – tego nie neguje nawet Konopczyński, biograf jednego z nich, Pułaskiego.

Choiseul więc czy Dumouriez w stosunku do losów konfederacji barskiej, Aubert z gromadą szpiegów i frankistów w rewolucji Kościuszkowskiej; różne Mackrotty lożowe przed powstaniem; różni Levyowie na emigracji; różne Enochy i Kronenbergi w otoczeniu Margrabiego i „Białych”, a współwyznawcy ich w obozie „Czerwonych” – to są prawdy, których nikt już z historiografii polskiej nie wymaże.

Za granicą zaś? „Trzy dni pełne chwały” (oczywiście tak nazwane przez Żydów) w lipcu 1830 r. w Paryżu, wnet oczywiście sankcjonowane przez Jamesa Rotszylda, sprzyjającego rzekomo dotąd (?) dynastii burbońskiej, masoni i Żydzi w otoczeniu Metternicha torujący drogę rewolucji 1848 r.11) i nareszcie wpływy na Bismarka i Cavoura – oto zespół tajnych sprężyn politycznych „głupiego XIX stulecia”.


Bismarck i Cavour


Giertych trafnie wyśledził rolę tych tajnych sprężyn, działających na „żelaznego kanclerza” i na jego korzyść. Bismarck – w stosunku do Żydów – był typowym liberałem XlX-wiecznym. Lubił powtarzać: „Żydzi stanowią w mieszaninie różnych szczepów niemieckich czynnik, który sprzyja musowaniu, czego nie można nie doceniać”. Bleichröder, jego bankier, sfinansował mu Sadowę, jak wpierw jego współwyznawca, Lehmann, sfinansował był inspirowaną przez Berlin elekcję Augusta Mocnego.

A Cavour? Czyż, oceniając działalność tego wielkiego męża stanu, pominąć można fakt, że sekretarzem jego – coś jak później Mandel przy Clemenceau czy sir Filip Kerr przy Loyd George’u – został tuż przed wyzwoleniem Włoch Żyd Isacco Artom?


U kolebki Trzeciej Republiki francuskiej


Kogoż widzimy znowu u kolebki Trzeciej Republiki francuskiej jako jej garde de sceaux („Strażnika pieczęci”), z młotkiem zresztą w ręku i innymi insygniami masońskimi na sobie, jako ponownego już ministra sprawiedliwości (raz pierwszy był nim za republiki drugiej, w roku 1848)?

Icka-Arona-Mojżesza recte Adolfa Crémieux, praojca Blumów, Mandlów i Schramecków, patrona Gambetty, a – mimochodem i par excellence – założyciela światowej „Alliance Israélite”.

Jak wyrósł ten mały paryski adwokat na potężnego leadera, sięgającego swymi pan- i prosemickimi wpływami od Paryża, do Algieru, ile w kulisach naknuł i nabroił, kto go na zgubę Francji szczuł i popierał, to wykaże dopiero w pełni niezależna historiografia przyszłości. Na razie niechaj wystarczy nam credo tego „francuskiego” męża stanu, zawarte w deklaracji wstępnej założonej przezeń w r. 1869 „Alliance Israélite Universelle”, credo, które brzmi:

„Nasza sprawa jest wielka i święta, jej powodzenie jest zapewnione. Katolicyzm, nasz wróg odwieczny, leży w prochu, ugodzony śmiertelnie w swoją głowę. Sieć, która zarzuca obecnie Izrael na glob ziemski, rozszerza się… i brzemienne troską proroctwa ksiąg naszych świętych urzeczywistnią się nareszcie. Bliskim już czas, gdy Jerozolima stanie się domem modlitwy dla wszystkich narodów i ludów, gdy rozwiniemy sztandar Boga jedynego Izraela i zatkniemy na wybrzeżach najdalszych… Nasza potęga jest olbrzymia… Bliskim jest dzień, w którym wszystkie bogactwa i skarby ziemi staną się własnością dzieci Izraela”.


„Panowie w fartuszkach”


Tyle Crémieux. Podczas gdy on włada Paryżem, któż to króluje w Berlinie, któż znęca się nad Poznaniem? Dobry nasz znajomy, „Wiluś” I, „un faux bonhomme”, „pan w fartuszku” i z rączką wygiętą w „salucie” masońskim, jak go oglądać dziś możemy na portrecie „lożowym”. Obok zaś niego „liberalny” jego synalek, Fryderyk III, zięć filosemickich, nie pozbawionych też podobno krwi żydowskiej, Koburgów angielskich. Nie masz w kolekcji tej portretów „lożowych” „Wilusia” II, bo Wilhelm II nie był masonem. „Inde irae”.


W gąszczu mordów masońskich


Nun naht euch wieder, schwandkende Gestalten!

Idzie ku nam blady, znękany arcyksiążę Rudolf, ofiara – jak świadczą dzieła i relacje Mitisa, Aneta, pani Larisch i Wichtla – matactw wolnomularsko-żydowskich loży węgierskiej i liberalizmu wiedeńskiego; idzie nieszczęśliwa jego matka, dźgnięta sztyletem „karbonariusza” Luccheniego i rycerski król Humbert, porażony nożem „karbonariusza” Bresciego, i reprezentatywny, a przy tym uczciwy i wrogi Panamie prezydent Carnot, przekłuty sztyletem „karbonariusza” Caseria; więc katolicki z ducha arcyksiążę Franciszek-Ferdynand, zastrzelony wraz z ukochaną małżonką przez Gawryłę Principa, najętego przez loże; rycerski jak mało który monarcha, ale zbuntowany przeciwko Loży Aleksander II serbski12), więc zadźgany przy udziale zmasonizowanej policji francuskiej; więc zacny i zbuntowany również przeciwko Loży prezydent Doumerg; więc Prince, Hołówko, Pieracki, Nawaszin, bracia Rosselli i tylu, tylu innych, ugodzonych lub przynajmniej odznaczonych w chwili zgonu symbolicznym sztyletem masońskim.


Powstają tropiciele Loży


Ale już wstają i mściciele tamtych ofiar. Kroczy ku nam z potępieniem Loży na ustach dyktator Salazar, w którego kraju trzydzieści lat temu postanowili byli wolnomularze całą naraz sprzątnąć dynastię; kroczy Franco, jakby mściciel pomordowanych swoich poprzedników: Canovasa del Castillo i Data; kroczy wreszcie na pohybel Loży i faszyzm. Mówi Mussolini, zacięty wróg masonów w parlamencie rzymskim 12 stycznia 1925 r,:

„Wszystkie partie polityczne są mniej lub więcej zarażone i zatrute kłamstwem. Walka polityczna we Włoszech nie będzie mogła rozwinąć się z całą szczerością i przybrać cech walki otwartej dotąd, dopóki tajne organizacje będą miały możność przyoblekać się w fałszywą skórę, aby zapewnić sobie w ten sposób korzyści lub osiągnąć cele tajnego programu, aby spaczyć ducha, kontrolować lub wykpić poważne zamysły, aby zdradzić wreszcie wszystkich i każdego z osobna. Za często, choć o tym nie wiadomo, ma się w swoich szeregach nieprzyjaciela.

Lecz jednym z największych niebezpieczeństw organizacji, działających w sposób ukryty i tajemniczy, jest przenikanie ich do urzędów, do armii i marynarki.

Nie ma chyba nikogo, ktoby nie rozumiał, do jakiego stopnia jest niebezpieczne i, powiedzmy, okropne dla państwa na wewnątrz i dla jego niepodległości to poddawanie się hierarchii państwowej i publicznej jakiejś hierarchii prywatnej i tajnej. Wolność zewnętrzna, tj. niezależność od obcych, zdobyta tak wielkim kosztem i tak wielkim kosztem utrzymana, jest bardzo zagrożona przez to przenikanie organizacji tajnych, pozbawionych nadzoru i kontroli, a tak często mających zagranicą centra swojego kierownictwa i wpływów, do najbardziej czułych łączników w państwie. Podobny stan rzeczy nie może być dłużej tolerowany.

Art. 2 (projektowanej ustawy antymasońskiej) postanawia ochronę państwa przeciw niebezpieczeństwu poddania się hierarchii tajnej, karząc karami dyscyplinarnymi urzędników publicznych, a przede wszystkim wyższych oficerów armii, którzy byliby członkami tajnych organizacji.”13)

------------

1) „W obliczu końca”, Wilno 1937, str. 1-42.
2) „Das Marne-Drama”, Monachium 1934 (dotąd 170 tysięcy egzemplarzy).
3) Mecenasa Goethego (także masona), który był wraz z księciem pod Valmy i wtajemniczony w istotny sens tej bitwy, napisał, że od niej „zaczął się nowy rozdział w dziejach świata”.
4) Paryż 1844.
5) „Napoleon a Polska”.
6) „Napoleon and the Palestine”.
7) „Der Aufstieg des Hauses Rotschild”.
8) P. przetłumaczone przeze mnie Michela „Państwo w okowach masonerii” (Katowice 1937).
9) „Tragizm dziejów Polski”, Warszawa 1937.
10) „Neofici w Polsce przedrozbiorowej”.
11) Delassus: La conspiration antichretienne.
12) Robert Petit: L’assasint d’Alexandre II du Yougoslavia.
13) Luzio: La massoneria e il Risorgimento italiano.



Źródło: http://retropress.pl/tecza/masoneria-wspolczesna-w-perspektywie-przelomow-dziejowych/?fbclid=IwAR33dWrzr1PHyFrMQXwG9snMQ1VwR2okg-DP-pIupbt3jORbVFZuVaY4pCo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz