Katolicyzm ma własność pionu – odchyleń nie znosi.
Cytaty na nasze czasy:

"Jeśli kiedykolwiek zetkniecie się z chlubiącymi się tym, że są wierzący, że są oddani Papieżowi, i chcą być katolikami, ale nazwanie klerykałami mają za największą obrazę, powiedźcie uroczyście, że oddane dzieci Papieża to ci, którzy są posłuszni jego słowu i we wszystkim go słuchają, a nie ci, którzy czynią zabiegi, by uniknąć wypełnienia jego rozkazów lub aby naleganiem godnym ważniejszych spraw wymusić na nim zwolnienia czy dyspensy tym boleśniejsze, im większe wyrządzają szkody lub zgorszenie. [...]"

(Fragment przemówienia św. Piusa X wygłoszonego do kardynałów na konsystorzu 27 maja 1914 r. - Testament duchowy św. Piusa X)

piątek, 31 lipca 2020

Św. Igancy Loyola do Braci uczących się w Koimbrze.



Do Braci uczących się w Koimbrze.

              7 maja 1547 r.

 Opowiedzieć ma się oczekiwaniom nie tylko w tem królestwie, ale w wielu innych. Wielkie powołanie wasze. To co dla innych nie byłoby niedostatecznem, dla was jest niedostatecznem. Szlachetny i królewski sposób życia obraliście sobie, bo nietylko ludzie, ale i Aniołowie nic większego uczynić nie mogą, jak chwałę nieść Stwórcy swemu samemu w sobie i prowadzić doń stworzenia Jego,  o ile tylko tego są zdolne... Nie dozwólcie, aby synowie tego świata zwyciężali was, szukając z większą troską i umiejętnością rzeczy doczesnych, niż wy wiecznych szukacie. Wstydźcie się, iż oni z większym zapałem biegną do śmierci niż wy do życia. (Jak w naukach tak w cnocie pilny w krótkim czasie o wiele więcej postępuje, niż niedbały w wielu latach. I w tem życiu do pokoju i zadowolenia wewnętrznego dochodzą tylko gorliwi, którzy do korzeni złego siekierę przykładają. A cóż mówić o koronie wiecznej przygotowanej tym, co nietylko sami Bogu służą, ale wielu innych do służby i chwały Bożej pociągają), co się tyczy wszystkich, którzy pilnie starają się wypełnić swe obowiązki, tak później gdy walczą, jak i poprzednio, gdy do walki się gotują ... Żołnierzami jesteście Zbawiciela Naszego z odrębnego tytułu i na odrębnym żołdzie w tem Towarzystwie naszem. Powiedziałem „odrębnego“, ponieważ wiele jest innych wspólnych, bardzo nas bezwątpienia obowiązujących do szukania Jego chwały i służby. Żołdem wspólnym dary przyrodzone i nadprzyrodzone. Jakże złym żołnierzem, koniu taki żołd nie wystarcza do podjęcia się pracy na chwałę swego Króla ... Jeżeli zaś znacie wasz obowiązek i pragniecie pracować i starać się o zwiększenie chwały i służby Bożej, czas dziś dla was sposobny, abyście czynami stwierdzili wasze pragnienie. Uważcie, gdzie dziś Boski Majestat cześć odbiera, gdzie uznaną jest potęga Jego niezmierzona, gdzie poznaną nieskończona Mądrość i Dobroć, gdzie wola Jego najświętsza spełniana; natomiast patrzcie z wielką boleścią, jak ludzie Go nieznają, krzywdzą, bezczeszczą, bluźnią po wszystkich miejscach; nauka Chrystusa, Mądrości Przedwiecznej, wzgardzona; przykład Jego, zapomniany; zaplata Krwi Jego, dla nas i o ile z nas jest, w pewien sposób stracona, ponieważ tak niewielu z niej korzysta. Przypatrzcież się też bliźnim waszym, wizerunkowi Trójcy Przenajświętszej, którzy chwałę Jej zdolni są posiąść, którym świat cały służy; patrzcie na te żywe świątynie Ducha św, członki Jezusa Chrystusa Pana Naszego, odkupione tylu bólami, pohańbieniem i Krwią Jego; patrzcie w jakiej znajdują się nędzy, w jak głębokiej ciemności rozumu, wśród jakiej burzy próżnych pragnień i bojaźni i innych namiętności; jak zwalczani przez tylu nieprzyjaciół widomych i niewidomych z niebezpieczeństwem utraty nie życia lub majątku doczesnego (co, choć ludzie bardzo cenią, wiatrem jest), ale królestwa i szczęścia wiecznego, z niebezpieczeństwem wpadnięcia w niewypowiedzianie straszny ogień wieczny... Jakże więc musicie pracować, aby się stać odpowiedniemi narzędziami łaski Bożej do
takiego celu?...

 (Ale nie należy również wpaść w przeciwną ostateczność, w nierozumną gorliwość, bo choroby duchowne rodzą się nietylko ze zimna — obojętności, ale i z gorąca — nieroztropnej gorliwości. Cnota zmienia się tu w błąd i płynie z tego źródła wiele błędów i niedogodności. 1) Długo Panu służyć nie może, jak się dzieje z koniem, który zmuszony do zbyt długiej drogi dnia każdego, podróży nie kończy i inni mu usługiwać muszą. 2) Upadek tern niebezpieczniejszy, z im większej wysokości. 3) Łódź zbyt przeładowana tonie — a choć niebezpieczna gdy łódź próżna, bo pokusy nią na wszystkie strony rzucają, to jeszcze niebezpieczniejsza, gdy za wiele nałożysz ciężarów. 4) Zdarza się, iż krzyżując starego człowieka krzyżujemy nowego, nie mogąc dla słabości ćwiczyć się w cnotach. Trzeba więc dyskrecyi). A jeśli wam się zdaje, że ciężką do nabycia i trudną rzeczą jest dyskrecya, zastępujcie ją przynajmniej przez posłuszeństwo, które wam bezpieczną drogę wskaże. Aby więc iść środkową drogą między oziebłością a gorliwością nieroztropną, trzymajcie się posłuszeństwa i jeśli bardzo pragniecie się umartwiać w czasie waszych studyów, kierujcie to pragnienie raczej do przełamania woli waszej i poddania własnego sądu pod jarzmo posłuszeństwa, niż do osłabienia ciała i dręczenia go bez umiarkowania.

 Nie sądźcie z powodu tego, com wam napisał, źe mi się nie podoba, lub nie potwierdzam tego, co mi tu doniesiono o niektórych waszych umartwieniach; wiem, źe i Święci dopuszczali się takich i innych świętych szaleństw i to z pożytkiem swym i źe pomagają one do przezwyciężenia się i nabycia większej łaski, zwłaszcza na początku życia duchownego; jednak że w czasie studyów, i dla tych, którzy z łaski Bożej lepiej panować umieją nad miłością własną, uważam za odpowiedniejsze, jak napisałem już, umiarkowanie, pod kierunkiem posłuszeństwa, które jak najusilniej wam polecam... A nietylko między sobą utrzymujcie jedność i ciągłą miłość; ale rozciągajcie ją na wszystkich i starajcie się rozpalić w duszach waszych żywe pragnienie pracowania około zbawienia bliźniego... I niech się wam nie wydaje, że w czasie na  nauce poświęconym, jesteście bliźnieniu niepożyteczni... Jesteście pożyteczni. 1) Służąc: Bogu obecną swą pracą i intencyą, dla którejeście się jej podjęli... podobnie jak żołnierze zaopatrujący się w broni zapasy na spodziewaną wyprawę, niem niej księciu swemu służą... Nadto dnia każdego, prócz powyżej w zmiankowanej intencyi, należy Bogu za bliźnich się ofiarować, a skoro Pan zechce przyjąć tę ofiarę, niem niej może ona bliźniemu pomódz, niż kazania i spowiedzi. 2) Starając się sam i o cnoty, bo jak wrodzeniu przyrodzonem, tak dzieje się w pewien sposób w nadprzyrodzonem i Boska Mądrość chcąc wlać komuś pokorę, cierpliwość lub miłość, jak o bezpośredniego narzędzia używa do tego kaznodzieję lub spowiednika pokornego, cierpliwego, pełnego miłości. 3) (Budując dobrym przykładem). 4) Świętem i pragnieniam i i modlitwami; a chociaż nauki nie dozwalają wam teraz zbyt wiele się modlić, to ten, który we wszystkich swych pracach się modli, pragnieniem swem krótkość czasu okupuje...


Zasady życia doskonałego z listów św. Ignacego Loyoli, str. 17-22

piątek, 24 lipca 2020

Szesnaście Błogosławionych Męczenniczek - Karmelitanek z Compiegne.

                      KWIATY BOŻE W KARMELU.
  Szesnaście Błogosławionych Męczenniczek — Karmelitanek z Compiegne.  

(24 lipca).




Pragnienie męczeństwa stanowiło od lat dziecięcych istotę ducha serafickiego naszej Św. Matki Teresy. Jest ono bowiem najwyższym rozkwitem miłości i ofiary. Tego ducha ofiary wynagradzającej i przebłagalnej za potrzeby Kościoła św. przelała w sposób osobliwy św. Reformatorka na zgromadzenie swych córek, Karmelitanek z Compiegne, wyniesionych dnia 27 maja 1906 r. na ołtarze za zdobytą palmę męczeńską w czasie rewolucji Francuskiej dnia 17 lipca 1794 r.

„Jedyną winą" (tych bohaterek) „które przelały krew na stwierdzenie swej wiary", wyrzekł z głębokiem wzruszeniem Pius X. do deputacji francuskiej, przybyłej do Rzymu z okazji tej uroczystości —„był o to, że się modliły za Ojczyznę i budowały ją swoim przykładem".

Oto jak streszcza Brewe papieskie, tyczące beatyfikacji 16 Karmelitanek, historję ich męczeństwa:
„Między słynnemi ofiarami rewolucyjnemi wspaniałym przykładem było 16 Zakonnic Zakonu Karmelitanek z Compiegne, które przemocą ze swego klasztoru wyrwane, okrutną śmierć w Paryżu poniosły za stałość wierze i ślubom zakonnym...
Oto imiona czcigodnych sług Bożych, których męczeństwo przyczyniło Kościołowi nowej świetności:
Teresa od św. Augustyna, przeorysza,
Marja Franciszka od. św. Alojzego,
Marja od Jezusa Ukrzyżowanego,
Marja od Zmartwychwstania,
Eufrazja od Niepokalanego Poczęcia,
Gabrjela Henryka od Jezusa,
Teresa od Najświętszego Serca Marji,
Marja Gabrjela od św. Ignacego,
Julja Aloizja od Jezusa,
Marja Henryka od Opatrzności,
Marja od Ducha św.
Marja od św. Marty,
Stefanja Joanna od Franciszka Xawerego,
Konstancja Nowicjuszka,
Katarzyna i Teresa Soiron, rodzone Siostry,furtjanki.

 „Te czcigodne służebnice Pańskie, zaszczyt i ozdoba całego Zakonu Bogarodzicy Dziewicy z Góry Karmelu, zostały w czasie rewolucji wygnane z klasztoru swego w Compiegne. Mimo to starały się gorliwie o wypełnianie ślubów zakonnych. W czerwcu 1794 r. zostały pojmane i wtrącone do więzienia. Z więzienia uczyniły klasztor i przykładały się, o ile to było możliwem, do ćwiczeń pobożnych, zachęcając się nawzajem do męczeństwa. Wpoczątku lipca przywieziono je do Paryża. Trudno wypowiedzieć, co wycierpiały podczas długiej podróży. Na prostych wozach, z rękami w tył związanemi, otoczone zbrojnem żołdactwem, lżone przez pospólstwo, w Bogu jedynie znajdowały pociechę i składały Mu swe życie na cało palną ofiarę.

 Za przybyciem do Stolicy, znowu wtrącone zostały do więzienia, skazane na głód, pragnienie, brak powietrza, a nade wszystko na obcowanie z niegodziwymi ludźmi. — Ale bohaterskie córki Karmelu nie traciły spokoju umysłu ani sił duszy. We wilję stracenia obchodziły uroczyście i wesoło dzień 16 lipca, Święto Matki Boskiej Szkaplerznej, tak, iż ludziom świeckim zdawać się mogło, że nie na śmierć się gotują, lecz na wesele. Nazajutrz stawione przed sądem, bez świadków, bez obrońców usłyszały swój wyrok śmierci przez ścięcie, za to, że wiernie trwały przy swych ustawach i Serce Jezusowe otaczały szczególniejszą czcią. Radość nie do opisania zapanowała wśród zakonnic, po odczytaniu wyroku, który im zwiastował bliskość męczeństwa.

 Kończyły właśnie w więzieniu odmawianie ostatnich psalmów Officjum za zmarłych, dnia 17lipca, kiedy je zawezwano na gilotynę. W ciszy i skupieniu wsiadły do wózków ,mających je przewieść do Pałacu Sprawiedliwości .Lecz był to raczej pochód triumfalny. Zachowanie ich pełne godności, pogoda rozlana na twarzach, oczy ku niebu wzniesione, wskazywały zbyt jasno, że serce ich wyrywa się do Boga. Kolejno odśpiewały Miserere, Salve Regina, Te Deum, wyrażając w tych pieniach skruchę, radość, dziękczynienie i cześć dziecięcą dla Królowej Nieba, Matki Miłosierdzia.

 Ten orszak niezwykły, niepodobny do innych, sprawił silne wrażenie na widzach, cisnących się tłumnie Zamiast obelg, pogróżek i przekleństw, towarzyszących zwykle tak im pochodom, milczenie pełne uszanowania zalegało do koła. A jeśli od czasu do czasu ozwał się okrzyk, był to wyraz podziwu i litości. Powiadają nawet, że nieznane ręce obrzuciły wózki kwiatami.

 Karmelitanki przybrane były biało (zapewne w swych białych chórowych płaszczach). Stanąwszy u stóp rusztowania wysiadają z wózków, klękają i z tą samą pogodą i spokojem, jak gdyby odprawiały nabożeństwo w murach klasztornych, intonują hymn Veni Creator.

 Następnie odnawiają głośno i dobitnie, wszystkie razem, obietnice chrztu i św. śluby zakonne. Kaci i tłum słuchają w milczeniu, bez oznak niezadowolenia lub niecierpliwości. Wreszcie Przełożona, jak druga Matka Machabeuszów, chcąc do końca krzepić odwagę swych córek prosi o łaskę, by była stracona ostatnia.

 Najmłodsza z Sióstr, Nowicjuszka S. Konstancja, licząca lat 27, pierwsza zdobywa palmę męczeńską. Nim jednak pod nóż gilotyny głowę swą położy klęka przed Przełożoną i prosi ją o błogosławieństwo i o pozwolenie oddania życia. Potem, wstępując pewnym krokiem na rusztowanie, rozpoczyna hymn radości „Laudate Dominum omnes gentes", który dokończy w niebie i oddaje się w ręce kata „Patrząc na nią" powiada jeden z widzów —„możnaby myśleć, że to królowa idąca po koronę".

 I tak dalej, każda z zakonnic, klęknąwszy po ostatnie błogosławieństwo przed przeoryszą kolejno, spiesznie wstępuje na stopnie, by tem rychlej połączyć się z swym Oblubieńcem i z temi,co już weszły do chwały niebieskiej. 16 razy nóż spada i krew męczeńska ofiarnie winnych tryska dokoła. Ofiara była spełniona. Milczenie głębokie zaległo tłum, przejęty trwogą i uwielbieniem. Wiara i odwaga słabych niewiast odniosła swoje zwycięstwo.

 Bóg przyjął ofiarę swych Oblubienic. Za św. Cyprjanem powtórzyć można. Że „strumienie ich krwi nie winnej zagasiły ogień prześladowania". Jedenaście dni po śmierci Karmelitanek z Compiegne sam Robespierre wstępował na rusztowanie, a z nim wzięło koniec straszliwe panowanie terroryzmu.

Uroczystość błogosławionych Męczenniczek obchodzimy w Zakonie 24 lipca.

Karm. Bos.

ZA: Głos Karmelu. Miesięcznik Szkaplerzny Zakonu OO. Karmelitów Bosych w Polsce pod patronatem Świętego Józefa i Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. 1930 R.4 nr 7

sobota, 4 lipca 2020

Abp. Józef Teodorowicz: Życie czynne św. Pawła, Apostoła.


2. Życie czynne .

 Gdy się tak wpatrujemy w obraz umysłowości św. Pawła, pogrążającej się, jak w morzu jakiem, w najgłębszej i najsubtelniejszej spekulacji, to się nam wydaje, że takiej duszy nigdy nie pociągnie ku sobie wartki, wrący prąd życia. Bo umysły poruszające się w głębokich filozoficznych, czy teologicznych ideach, chronić się zawsze zwykły pod skrzydła ciszy i skupienia. Skupienie jest im pancerzem ochronnym przeciwko wszystkim pociskom, godzącym ze strony świata i życia czynnego, w delikatną przędzę ich myśli. 

 Wszystko, co ich odwołuje do pracy na zewnątrz i do czynu, godzi na nieprzerwany tok myśli, przerywa go i ognisko skupienia rozbija. Filozof i matematyk grecki, nawet wśród oblężenia miasta zajęty jest tak wyłącznie swoją umysłową pracą, że się ozwie do morderców, którzy wtargnęli do jego mieszkania: „Nie chciejcie mi psuć moich rysunków”.

 Tymczasem u św. Pawła spotykają się ze sobą i w największej zgodzie wspólnie żyją w jego duszy: najbardziej oderwana spekulacja i najpełniejsze życie czynu, związane ze sobą do tego stopnia, iż gdybyśmy nie znali Listów Apostoła, to nigdy byśmy nie pomówili jego umysłu o tak oderwane i tak głębokie koncepcje.

 Możnaby powiedzieć, że się on nieomal przepala cały w niespożytej działalności. On to przygotowuje prace dla pierwszych soborów; buduje i tworzy kościoły; przepowiada Ewangelję i kształci ucznie dla posługi Chrystusowej , a mnoży się tak w swej działalności, że cały świat ówczesny znaczy ślady dróg jego. Dzieło św. Pawła jest rozpięte pomiędzy Europą a Azją, Rzymem a Efezem, Palestyną i Hiszpanją. On się tak ugina pod ciężarem i nawałem pracy, iż sam wyznaje, jaki to bezmiar wysiłków go tłoczy w ustawicznej trosce o wszystkie kościoły: przygniata go nieomal zupełnie ta troska, którą on zwie: „Sollicitudo omnium Ecclesiarum ”.  A kiedy go dniem i nocą nadmiar trosk i prac wyczerpuje, wtedy to jeszcze kradnie sobie czas, ażeby tkactwem zarabiać na swe utrzymanie, gdyż nie chce zależeć od nikogo.


***

 Cała zaś ta działalność Pawłowa najeżona jest kolcami i cierniami, i to jeszcze jakiemi! Przejścia jego są tak tragiczne i wstrząsające, niebezpieczeństwa tak wielkie, że choćby jeden tylko taki kataklizm, jakich cały legjon był tłem jego historji, już zdolny był powalić go i zmiażdżyć.

 Proszę posłuchać, ile to tragizmu jest w suchym, nieomal cyfrowym katalogu przejść, jakie św. Paweł opisuje; gdyby to nie była historja najautentyczniejsza, myślałby kto, że to jakaś opowieść z tysiąca i jednej nocy, o przejściach i przygodach Apostoła.

 Śmierć nie zadowoliła się tem, ażeby ustawicznie zaglądać mu w oczy, ale pastwiła się nad nim przez lata, niby zwierz drapieżny, który wpiwszy w swą ofiarę pazury, puszcza ją wolno, ażeby znowu jej dopaść, i tak śmierć powolną a okrutną na raty rozdzielić.

 Od Damaszku do mamertyńskiego więzienia, droga życia Pawłowego zasłana jest krwawemi widmami śmierci, wgryzającej się w jego ciało i duszę raz po raz.

 Pierwsza stacja jego nawrócenia — Damaszek, jest i pierwszą jego stacją krzyżową, bo już nienawiść żydów od pierwszej zaraz chwili godzi nań: „Radę uczynili żydzi — pisze jego historyk Łukasz, ażeby go zabili”. Ledwo uniknął Paweł zasadzki i umknął do Jeruzalem, a już spiskowcy, czyhający na niego, tam są. I znowu Łukasz notuje: żydzi „szukali, aby go zabić”.

 W Antjochji rozjuszony tłum wyrzuca go z miasta; w Ikonium chcą go kamienować. Ale dotąd jeszcze były to tylko skrytobójcze siłowania; lecz już w Listrze jest Paweł kamienowany i oprawcy tylko dlatego zaprzestają swego dzieła, gdyż sądzą, iż ich ofiara już nie żyje. W Filippach smagany jest rózgami, a potem w trącony do więzienia. W Efezie złotnicy czując, że wpływ św. Pawła psuje im dochody z wyrobów statuetek Djany efeskiej, podburzają przeciwko niemu tłum. A potem znowu bity jest św. Paweł przez żydów w Jeruzalem. Niedokończone żniwo śmierci podejmuje na nowo przysięga żydów, że pokarmu nie tkną, póki nie zabiją Pawła; a potem ciągnie się jego krwawy szlak poprzez dwuletnie więzienie w Cezarei, podróż do Rzymu w okowach, rozbicie na morzu, aż wreszcie dosięgnie go ostatni etap męczeńskiego życia — mamertyńskie więzienie i śmierć pod rzymskim toporem . Cóż to za straszliwe martyrologjum.

 Całe życie apostolskie św. Pawła przewija się po krawędzi między życiem a śmiercią, tak, że zawołać on może o sobie: „ąuotidie m orior”; śmierć ustawicznie igra z jego życiem, a pośród straszliwych jej igrzysk, on ku niej wyciągać będzie ręce i wołać: „Umrzeć mi jest zysk”, „Mihi enim mori lucrum est” 

 Ale niechaj nas raczej wyręczy w tej ponurej opowieści sam Paweł św., który ułożył katalog liczbowy swych straszliwych przejść. Oto są te nagie fakta, podane przez niego, które wyglądają na jakieś streszczenie sumaryczne dzienniczka jego misyjnych podróży:

 „W trudach bez liczby, w ciemnicach bez końca, w chłostach bez miary, w niebezpieczeństwach śmierci bardzo częstych.Od żydów wziąłem pięć razy po czterdzieści plag bez jednej. Trzykroć byłem smagany rózgami, raz byłem kamienowany, trzykroć doznałem rozbicia się okrętu; cały dzień i noc całą byłem na głębi morskiej; w podróżach częstokroć, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójów, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi: w pracy i umęczeniu, w czuwaniach nocnych, częstokroć w głodzie i w pragnieniu, w postach częstokroć, w zimie i nagości”.

 I pomyśleć dopiero, że żadnemu z tych niebezpieczeństw i przejść św. Paweł nie ustępował z drogi, owszem, sam ich szukał nieraz i na nie się narażał, staczając walkę z własnem tkliwem i wrażliwem sercem.

 Oto jeden z licznych przykładów. Wybiera się on w drogę do Jeruzalem, tak mu nienawistnej, tak wrogiej, tak ustawicznie dybiącej na niego i na życie jego i odzywa się wówczas do swoich: „A oto teraz ja, gnany Duchem, udaję się do Jerozolimy, nie wiedząc, co mnie tam czeka, z tym wyjątkiem, że Duch św. w każdem mieście mi zaświadcza, mówiąc, że więzy i utrapienia czekają mnie w Jerozolimie. Ale za nic sobie tego nie ważę, ani życia swego wyżej nad siebie nie cenię, bylebym tylko dokonał biegu mego i posługi słowa, które otrzymałem od Pana Jezusa, by głosić Ewangelję Łaski Bożej”.

Autor Dziejów Apostolskich dodaje do tej sceny jeszcze inną niezmiernie rzewną i wzruszającą. Jest to scena pożegnania najbliższych przyjaciół św. Pawła , którym on powiedział, że już więcej oblicza jego oglądać nie będą. Jednak grono jego najbliższe dowiaduje się od proroka, że ich najdroższego Mistrza mają w Jeruzalem spętać i poganom oddać; w tedy uczniowie jego poczną św. Pawła zaklinać, ażeby poniechał swego planu podróży do Jeruzalem i tam się nie wybierał. W odpowiedzi, jaką daje św. Paweł swym przyjaciołom, znać jego całą duszę. Odmalował on siebie samego w swem czułem i wrażliwem sercu na płacz i zaklinania przyjaciół, ale i w swej nieugiętej woli, która z walki z własnem sercem wychodzi zwycięsko.

 Pisze autor Dziejów: „Paweł odezwał się w tedy i rzekł: Co czynicie? Czem u płaczem rozdzieracie mi serce? Ja bowiem dla imienia Pana Jezusa gotów jestem nietylko na więzy, ale i na śmierć w Jerozolimie”. 

 Ale św. Paweł sam nam poddaje motto i hasło swego życia wnętrznego w przedziwnej równowadze wszystko odczuwającego serca i niezłomnej woli; pisze on do Koryntjan: „We wszystkiem ucisk cierpimy, ale na duchu nie upadamy; bywamy w biedzie, ale nie rozpaczamy; prześladowanie znosimy, ale nie jesteśmy opuszczeni; bywamy powaleni, ale nie giniemy”.

 I dochodzi on do tego stanu duszy, w którym przeciwności i cierpienia, zamiast pomnażać mu smutku, przymnażają mu tylko wesela. Wesele zaś to wnętrzne jest u niego tak obfite, że jeszcze innych niem obdziela: „Lecz gdybym i krew moją przelał w dodatku do ofiary i do świętej służby wiary waszej, — pisze on do Filipian,— cieszę się z tego .. A i wy... radujcie się razem ze mną”.

 I kto wczytał się w jego Listy, temu się udziela z tych kart tchnienie przebogate wesela, które się nieraz kojarzy u św. Pawła z dobrotliwym humorem i dowcipem.

Oto są najwyższe już trofea nieugiętości i męstwa, które nie ostawiając nic w sercu jego z lęku, czy małoduszności, zapaliły tę duszę żądzą cierpień, a przepełniły ją w Krzyżu radością i szczęściem.

Abp. Józef Teodorowicz ,,Św. Paweł, Apostoł Narodów" str. 4-8