(Ps. 117.)
Najprzewielebniejszy Księże arcypasterzu!
Najmilsi bracia!
Najmilsi bracia!
Pięćdziesiąt lat przeszło pracy kapłańskiej, blisko dwadzieścia osiem lat trudów biskupiego żywota — oto warsztat, na którym rzeźbiło się życie tego, który odtąd naszych sumień będzie stróżem najwyższym . Pięćdziesiąt lat przeszło pracy kapłańskiej, dwadzieścia osiem lat życia biskupiego — oto źródła mądrości i doświadczenia, co dzisiaj tę postać dostojną taką oblewa powagą, że tylko dusza nikczemna lub bardzo pospolita niezdolna jest stać pod jej wpływem i czarem.
„O głębokości bogactwa i mądrości Bożej! Jako są nie wybadane sądy jego i niedoścignione drogi jego!“ (Do Rzym. 11, 33.)
W te słowa Apostoła narodów możemy się dzisiaj odezwać w głębokiej pogrążeni zadumie nad tem, czem Bóg nas obdarzył.
Wyroki Boże!' To rzecz tak święta, że wielkiej trzeba ducha czystości i bardzo pokornego serca, by dosłyszeć one akordy, którymi się unoszą nad gwarem zabiegów i doczesnego rozumu. Wyroki Boże! Melodye ich słyszy dusza naiwna i prosta, ale ten je tylko rozumie, co prócz wiary w siłę i swój rozum nikły, posiada wiarę głęboką w Opatrzność Bożą.
Patrząc na okoliczności, towarzyszące wyborowi obecnego nam Arcypasterza, nie musielibyśmy mieć wiary w Boga, by w tym wyborze, dokonanym w takich właśnie warunkach, nie widzieć jasnego dowodu Bożej opieki nad sobą. Więc kornie uchylmy dziś czoła przed Panem Zastępów, a dziękując Mu za ten dar drogi, wołajmy z Psalmistą: „Ten jest dzień, który uczynił Pan; radujmy i weselmy
„Ten jest dzień, który uczynił Pan“ !
Jak wyglądają, pytam, dni, które my, ludzie ułomni a grzeszni, czynimy? Jak wyglądają? Niechaj za odpowiedź starczy huk armat, szczęk broni, charczenie przedśmiertne, co nami na skrzydłach przynoszą te wichry jesienne. Do tkaniny pajęczej przyrównuje psalmista lata naszego żywota, a cóżby powiedział o dniach, z których się one składają? „Okupujcie czas, bo dni są złe“ , powiada św. Paweł. Dzień dzisiejszy, to jeden z tych, co złote ślady zostawiają na szarej przędzy żywota; dzień dzisiejszy, to ów pieniądz przedziwny, za który można kupić wspaniałe kwiaty do zielnika wspomnień.
*
Wiek piętnasty, wiek św . Jana Kantego, profesora Akademii Krakowskiej, któremu się znaczy uroczystość dzisiejsza, to wiek świętych Pańskich. W samym Krakowie, ognisku i sercu narodu, żyli razem z naszym Świętym: bł. Szymon z Lipnicy, Izajasz Boner, Stanisław Kaźmierczyk, Michał Gedroyć i Świętosław ze Sławkowa. Do nich zaliczyć wypada św . Kazimierza, królewicza, bł. Jana z Dukli, Szymona z Lipnicy i św . Izydora kijowskiego na Rusi.
Jakiż to wspaniały wieniec, uwity z tego, co naród miał najlepszego! W tak świętych czasach żył święty Jan Kanty.
Z życia tego świętego profesora Akademii Krakowskiej nie zostawiła nam historya wiele szczegółów.
Życie św . Jana Kantego nie rozlewało się z szumem i trzaskiem po arenie szerokiego świata, ale płynęło cichym potokiem, który się trzymał ściśle koryta pracy obowiązkowej. Wszystkie niemal dni swojego żywota spędził przy warsztacie profesorskim, a robota przy nim tak jest mozolna, tak wielkiej wymaga sumienności, że ten, co nauczanie za święte sobie uważa kapłaństwo, czas wolny znajduje ledwo na wypoczynek. Kto ma wnosić drugim do duszy naukę, a chce być fontanną jasnych i głębokich myśli, ten musi być wielkim miłośnikiem samotnej izby, ten musi stronić od świata i jego roztargnień, bo umiejętność i mądrość nie przebywa tam, gdzie jest gwar i uciecha — powiada Job sprawiedliwy.
św . Jan Kanty nie siedział w senacie, bitw nie wygrywał, w sprawach publicznych narodu nie miał udziału, — a jednak hymn kościelny, odmawiany dzisiaj przez wszystkich katolickich kapłanów, opiewa go „chlubą narodu polskiego i ojcem ojczyzny — dlatego, że nie bacząc na skutek i uznanie swoich wysiłków , odpowiedział godnie zadaniu swojego życia i rzetelnie z jego długu umiał się zkwitować.
Urodził się św . Jan w miasteczku Kenty, położonem w pobliżu Oświęcimia. Młodość swą karmił przykładem domowej pobożności i rychło w sobie nasienie wielkich cnót nagromadził. Oddany na naukę do Akademii Krakowskiej, podrastał tam nietylko we wiedzę, ale i w obyczaj uczciwy, „wszystkim będąc miłym i wdzięcznym, jak mówi Skarga, „kwiatem swojej młodości. Niedługo zgodnym głosem nauczycielów swoich w nauce i dowcipie pochwalony, mistrzowskim tytułem był okraszony. „Starannym i odczyty pożytki młodych głów i serc rozmnażając, godnym się stał policzenia i wezwania chlubnego na ustawiczną robotę i katedrę Akademii Krakowskiej. Na której pilność wierną i życzliwość ku słuchaczom pokazując, do teologii najwyższej zabawy przyszedł, i onej nauczając, sam prawym teologiem, kapłański stan święty przyjmując, został“ . Urząd profesorski pojmował idealnie. Nie uważał go za miejsce przejściowe, za stopień, któryby go zaprowadził do dostojeństw kościelnych.
Ale, Bogu dzięki, takimi nie są święci prawdziwi, takim nie był św. Jan Kanty.
Przy ogromnej miłości Boga nie zapomniał on o tem, że na świecie są ludzie, nie stracił serca i miłości ku nim. Umiał się cieszyć jak dziecko, gdy się bliźniemu powodziło dobrze, ale z największą czułością i czcią, jak gdyby do świętości jakiej, zbliżał się do tych, których Bóg nawiedzał nieszczęściem. Łaska Boża nie zniszczyła w nim natury, ale ją podnosiła, idealizowała, służąc jej za krasę i ornament wspaniały. By przynieść ulgę bliźniemu, zrywał się w nocy, przerywał studya, dla niego odmawiał sobie wszystkiego. Wszędzie był, wszędzie radził, wszędzie dopomagał, a czynił to tak delikatnie, że nikt upokorzenia nie odczuwał nigdy. Wiedział, że kapłan tyle wart, ile umie siebie poświęcać, ile umie cierpieć dla drugich. Był światłem niewidomym, był podporą chromym, byt ojcem ubogim. (Job 29.)
I na ten właśnie szczegół pragnę zwrócić szczególniejszą waszą uwagę, bo właśnie brakiem tej delikatności grzeszymy dziś często. Z tego źródła wylatują jakoby szarańcza gniewy, nikczemne posądzenia, wszystkie te pierwiastki, które miasto łączyć i spajać, kopią przepaście, miasto budować, sieją niezgodę i rozterki. A nie mam ja tu na myśli tej delikatności, którą dobrem wychowaniem lub towarzyską grzecznością pospolicie nazywamy. Można bowiem być szorstkim w obejściu, a przecież posiadać niezwykłą czułość i szlachetność tam, gdzie się rozchodzi o zdanie, czy sąd dotyczący bliźniego. I tej właśnie delikatności brak nam jest bardzo. Ogarnia nas wszystkich mania krytykowania. Znak to najlepszy, że tracimy poczucie czci i szacunku dla tych, co są wyżsi rozumem, doświadczeniem i zacnością życia.
Więc słuchaj, miły bracie, co ci teraz powiem.
Bacz na twe zdania i sądy o bliźnim i strzeż się przed tern, by nie były doryw cze. Wiesz przecie z doświadczenia, że dorywcza robota nie wiele co warta, że tylko to posiada trwałość i znaczenie, w co wkładasz pracę, w co wkładasz twą duszę. Myśl twoja o bliźnim niechaj ci będzie droższą od tego, co zdziałasz pługiem lub narzędziem przy warsztacie. Myśl twoja, jeżeli jest zacna, mądra, prawdziwa, to cząstka najpiękniejsza twej duszy. Twoja myśl o bliźnim, wpływa niemal zawsze na jego życie, a często wprost o niem rozstrzyga, gotując mu, jeżeli jest zła, zgubę, żałość, zabierając prawo do czci, na które przez całe życie pracował. Twoja myśl o bliźnim, to albo kamień, który mu rzucasz na drogę życia, albo czuły opiekun, co mu z niej usuwa trudności i wyrywa ciernie i głogi. Pomyśl tylko, ile to trzeba ludziom uczonym naślęczeć, zanim coś mądrego napiszą, zanim rozjaśnią co nieznane, ukryte! Jakiem że więc prawem rezonujesz o bliźnim, stawiasz go pod pręgierz, pastwisz się nad nim twoją krytyką nielitościwą? Czy ty nie wiesz, że dla człowieka największą tajemnicą jest człowiek, jego sumienie, jego aspiracye, jego pobudki? Sam siebie nie znasz, a rościsz sobie prawo do przenikania serca ludzkiego. Gdzieś ty to słyszał lub czytał, żeby plotka lub domysł tworzyły owe złote kolumny, na których się prawda opiera? Gdzieś ty zdobywał ową bystrość rozumu, która w naszych sądach o bliźnich tak często jeszcze zawodzi? Kto sieje wątpliwości, kto z myślą nieczystą zbliża się do bliźniego, kto go odpycha od siebie nizkiem posądzeniem a wszędzie tylko upatruje błędy, ten przeszkadza życiu jednostki i ogółu. Pamiętaj, że krytyka bliźniego, nie oparta na zasadach religii, rozcina węzły sympatyi, życzliwości, miłości, bo ona z natury jest podejrzliwa i zbliża się do człowieka z węchem wyrobionym na to, co ujemne. Jedynie tylko miłość zamienia nasze sądy o bliźnim w owe moce płomienne, które zwyciężają upór i zawziętość duszy. Wszystkiemu może się człowiek sprzeciwiać, tylko nie miłości, bo każdy jej szuka i tylko ona wytrąca broń z ręki. Tylko miłość poprawia, i tylko ona znajduje słowa, które umieją zagrzewać dobrych, a podnosić tych, którzy leżą w błędzie. To prawo krytyki, które świat dzisiejszy udziela każdemu, uważając je za kwiat kultury i warunek uświadomienia, świadczy, że odbiegamy od nauki Jezusa, który nakazuje kochać, a nie sądzić bliźniego.
Najmilsi bracia!
Powiedział ktoś, że świat dzisiejszy dlatego tak mało stwarza charakterów, tak mało mężów, mających zasady, ponieważ zasad, którymi nas obdarza codziennie, jest za wiele i że właśnie dlatego żyjemy powierzchownie, zmieniamy się z każdem uderzeniem fali opinii publicznej, ponieważ, mając za wiele zasad, nie trzymamy się żadnej. Nauka Boża podaje zasad niewiele. Ona się skupia w tej jednej: „Bój się Boga i chowaj jego przykazania.
Chcesz więc, miły bracie, wyrzeźbić twe życie na model Boży, oglądaj się zawsze na tę zasadę. Z niej płyną najlepsze prawidła życia i stosunków z ludźmi.
„Strzeż się zafrasować kogo; bo przepraszać nie błogo; Sławy nie tykaj bliźniego: bo odwołać coś ciężkiego."
Oto jedno z takich prawideł.
Napisał je św. Jan Kanty na ścianie swej izby, by mu było poważnem memento obowiązku delikatności i miłości w obcowaniu z ludźmi. Słowa te włóż do pamięci, zapisz na sercu, na duszy, a nigdy nie rzucisz kamienia bliźniemu na drogę, ale będziesz mu czułym opiekunem i budownikiem jego szczęścia.
Św. Jan Kanty przyszedł na świat za Jagiełły, żył za Warneńczyka, umarł za Kaźmierza, zasłynął cudami za Zygmuntów.
*
Uchylmy dziś czoła przed Panem Zastępów, a dziękując Mu za ten dar drogi, wołajmy z Psalmistą: „Ten jest dzień, który uczynił Pan; radujmy i weselmy się w nim“. Amen.