Katolicyzm ma własność pionu – odchyleń nie znosi.
Cytaty na nasze czasy:

"Jeśli kiedykolwiek zetkniecie się z chlubiącymi się tym, że są wierzący, że są oddani Papieżowi, i chcą być katolikami, ale nazwanie klerykałami mają za największą obrazę, powiedźcie uroczyście, że oddane dzieci Papieża to ci, którzy są posłuszni jego słowu i we wszystkim go słuchają, a nie ci, którzy czynią zabiegi, by uniknąć wypełnienia jego rozkazów lub aby naleganiem godnym ważniejszych spraw wymusić na nim zwolnienia czy dyspensy tym boleśniejsze, im większe wyrządzają szkody lub zgorszenie. [...]"

(Fragment przemówienia św. Piusa X wygłoszonego do kardynałów na konsystorzu 27 maja 1914 r. - Testament duchowy św. Piusa X)

poniedziałek, 31 października 2022

Kalendarz Katolicki AD 2023. (Przedsprzedaż).

     Prezentujemy Państwu i z największą radością oddajemy do rąk naszych Czytelników ścienny 'Kalendarz katolicki' na Rok Pański 2023 w zupełnie nowej, odświeżonej szacie graficznej, z tradycyjnym kalendarzem liturgicznym według aktualnych rubryk Mszału Rzymskiego sprzed 1958 roku. Kalendarz wydany został przez nasze Stowarzyszenie na Rzecz Kultury i Tradycji im. ks. dr Piotra Semenenko (redakcja Pisma "Myśl Katolicka - Organ Katolików Świeckich"). Przy tworzeniu niniejszego kalendarza korzystaliśmy przede wszystkim z nieocenionego "Mszału Rzymskiego z dodaniem nabożeństw nieszpornych" o. G. Lefebvre'a OSB, w tłumaczeniu oo. Benedyktynów tynieckich z 1956 r.

Przy dniach oznaczono święta, uroczystości, patronów, kolor szat liturgicznych, dzień postny oraz najważniejsze święta państwowe. Wszystkie informacje w formie czytelnych ikonograficznych znaków, z legendą na karcie okładkowej.

Kalendarz w przedsprzedaży. Wysyłka po 10 grudnia.

niedziela, 30 października 2022

O. Maksymilian Maria Kolbe OFM: Dzisiejsi wrogowie Kościoła




[Kraków, przed 22 X 1922]


Nie mam zamiaru w tym krótkim referacie mówić o wrogach Kościoła wewnętrznych, ale pragnąłbym tylko zwrócić uwagę na nieprzyjaciół z zewnątrz.

Jesteśmy świadkami gorączkowej akcji zwróconej przeciw Kościołowi Bożemu i to, niestety, nie bezowocnej. Apostołów bez liku.

W rejestrze Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zapisano aż 15 ich grup: badacze Pisma św., baptyści, zwolennicy nauki pierwszych chrześcijan, adwentyści, adwentyści siódmego dnia, joannici, metodyści, Kościół Boży, Wolny Kościół ewangelicki, ewangeliczni chrześcijanie, sztundyści karaimi, duchoborcy, mesjaniści, staroobrzędowcy (starowiercy-starokatolicy) i czesko-bracki Kościół. Nie ograniczają się oni do głoszenia fałszu słowem, ale też, i to bardzo obficie, zasypują nasze miasta i wnioski najróżnorodniejszymi drukami w postaci czasopism, broszur, kartek ulotnych, a nawet książek. Różne "Ameryka-Echo", "Strażnice", "Nowe Drogi", "Ewangelie Myśli", "Zwiastuny Ewangeliczne", "Polski Odrodzone" itp. przechodzą z rąk do rąk i zatruwają serca wiernych.

Cała ta robota jednak to tylko wstęp.

Za tymi strażami przednimi idzie dopiero gros armii nieprzyjaciela. Kto nim jest? Może na pierwszy rzut oka zda się przesadzone, jeżeli powiem, że pierwszorzędnym, największym i najpotężniejszym wrogiem Kościoła to - masoneria.

Że powódź sekt protestanckich jest rzeczywiście awangardą masonerii, to wyraźnie wyznaje organ masoński "Wolna Myśl`. Mówi on: "Zastrzegając sobie całkowitą niezależność sądu o wewnętrznej wartości nauki kościoła narodowego, możemy jednak poprzeć jego walkę jak i każdej innej sekty protestanckiej z supremacją Kościoła rzymskiego".

Kto to są masoni?

Ocenę ich podali już papieże, a najpierw w r. 1738 dnia 27 kwietnia Ojciec św. Klemens XII bullą In eminenti, zarzuca im, że "pod zmyślonym jakimś poczciwości naturalnej pozorem i pod ścisłym, jak tajemnym przymierzem" działają. Potępia też masonerię i zabrania styczności z masonami pod karą ekskomuniki ipso facto, zarezerwowanej papieżowi.

A w 13 lat potem Benedykt XIV bullą z dnia 18 marca [1751] "Providas Romanorum Pontificum" ponawia potępienie Klemensa XII i jako powody podaje między innymi, że do masonerii "przypuszczani bywają ludzie wszystkich religii i sekt i że, wedle opinii ludzi rozumnych i uczciwych, sekta ta jest zła i zepsuta".

Papież Pius VII [wydał] dwie bulle, w roku 1813 (dnia 13 sierpnia) i 1821 (dnia 13 września), w których mówi: "Nikomu nie tajno, co za mnóstwo złośliwych ludzi spiknęło się w tych trudnych czasach naprzeciw Bogu i Jego Namiestnikowi, którzy do tego szczególniej zmierzają celu, ażeby pod płaszczem filozofii, przez czcze omamianie uwiódłszy wiernych i od nauki Kościoła ich oderwawszy, sam Kościół, choć nadaremny usiłowaniem, osłabili i obalili. Co ażeby tym łacniej osiągnęli, natworzyli zgromadzeń tajnych i sekt ukrytych, za których pomocą spodziewali się łatwiej pociągnąć wielu do swych towarzystw spiskowych i zbrodniczych". I dążą do tego, "aby każdemu nadać rozległą wolność według własnego wymysłu i fantazji sądzenia o religii, którą wyznaje, obojętność zaś zaprowadziwszy względem religii, nad co nie ma nic zgubniejszego, ażeby Jezusa Chrystusa mękę niegodziwymi jakimiś obrzędami zbezcześcili i znieważyli, żeby kościelnymi sakramentami i samymi religii katolickiej tajemnicami gardzili i obalili tę św. Stolicę Apostolską, przeciw której, jako dzierżącej zawsze apostolskiej katedry prymat, osobliwszą jakąś pałają nienawiścią i zdradliwym sposobem zgubę jej knują. Zbrodnicze są ich moralności zasady. Sprzyja ona rozkoszom lubieżności, pozwala zabić każdego, kto nie dochował sekretu, naucza, że wolno jest podniósłszy rokosz, wyzuć z władzy królów i wszystkich władców, których z wielką ich zniewagą zowią pospolicie tyranami".

To jednak nie przeszkadzało im bynajmniej zjednywać dla siebie władców. Dlatego też papież Leon XII w bulii "Quo graviora" z dnia 13 marca 1825 r., ponawiając dawniejsze potępienia papieży, dodaje słowa przestrogi dla władców: "To jest ich najchytrzejsza zdrada, że gdy zdają się być zajęci rozszerzaniem waszej władzy, wtenczas najbardziej do obalenia jej dążą. Bardzo się starają wmówić panującym, aby i innych biskupów władzę ścieśniali i osłabiali i powoli przywłaszczali sobie prawa papieskie i biskupie. Czynią to nie tylko z nienawiści do papieża, ale ażeby i ludy podległe berłu panujących książąt po obaleniu kościelnej władzy, do odmiany i obalenia politycznej formy rządu przywieść mogli".

Podobnie potępili masonerię papieże Pius VIII bullą "Traditi" (24 maja 1829 r.), Grzegorz XVI bullą "Mirari" (15 sierpnia 1832) i kilkakrotnie Pius IX (9 listopada] 1846 r., 20 kwietnia] 1849, 9 grudnia 1854 r., 8 grudnia 1864, 25 września 1865 i 21 list[opada] 1873 r.).

Wreszcie papież Leon XIII obszernie omawia sprawę masonerii i potępia ją bullą "Humanum genus" 20 kwietnia 1884 r. W niej też papież konstatuje, że "od półtora wieku masoneria stała się niezmiernie liczną, a posługując się zuchwalstwem i chytrością, opanowała wszystkie stopnie hierarchii społecznej i zajęła w łonie państw nowoczesnych władzę prawie równą monarszej".

I nie przesadzali papieże!

Masoneria, zorganizowana przez wolnomyślicieli angielskich w Londynie w r. 1717, już w 6 lat potem w Konstytucjach Generalnych wytknęła sobie jasno cel, którego nikomu zmienić nie wolno. "Każda z wielkich lóż - mówi ona - ma prawo ulepszać starsze przepisy i ustanawiać nowe, lecz nigdy [nie] zmieniać punktów zasadniczych, które mają pozostać na zawsze i gorliwie być wypełniane". Jakież są te punkty zasadnicze? Oto zupełne przekreślenie świata nadnaturalnego. Oczywiście, że wtedy nie ma mowy o religii ani o moralności.

Dążenie do tego celu widzimy na każdym kroku. Sztuka, literatura i prasa periodyczna, teatry, kina, wychowanie młodzieży i ustawodawstwo szybkim krokiem zdążają do usunięcia świata nadnaturalnego i dogodzenia ciału.

Nic dziwnego, bo też i masoneria rozgałęziła się bardzo; wedle spisu z roku 1907 stan masonerii w tym roku był następujący: 

* * *

W Polsce już w roku 1810 znanych było 12 lóż:

1) Wielka loża matka, Gwiazda wschodnia na wschodzie Warszawy

2) Loża Świątynia Irys na wschodzie Warszawy

3) Loża Bogini Eleuzis na wschodzie Warszawy

4) Loża Tarcza północna na wschodzie Warszawy

5) Loża Świątynia stałości na wschodzie Warszawy

6) Loża Braci Polaków zjednoczonych na wschodzie Warszawy

7) Loża Przesąd zwyciężony na wschodzie Krakowa

8) Loża Braci Francuzów i Polaków połączonych na wschodzie Poznania

9)Loża Hesperus na wschodzie Płocka

10) Loża Wolność odzyskam na wschodzie Lublina

11) Loża Krzyż rycerski na wschodzie Bydgoszczy

12) Loża Jutrzenka wschodząca na wschodzie Radomia

Na liście członków widnieją ministrowie generałowie i inni dygnitarze tak wojskowi jak i cywilni w państwie.

Uwzględniając naszą połać kraju podam kilka nazwisk z tych stron: i tam między latami 1820-1821 członkami masonerii byli między innymi: [...]

Wszyscy ci należą wprawdzie do masonerii i dużo szkodzą, ale nie są częścią jej prawdziwej głowy. Są to tzw. masoni niebiescy, podczas gdy tzw. czerwona masoneria zacieśnia się do niewielkiej liczby osób, przeważnie Żydów, którzy w pełni świadomi swych celów kierują całą liczną rzeszą mniej więcej "oświeconych" w sprawach organizacji masonów. Głowa ta jest nieznana i działa zawsze w ukryciu, by uniemożliwić przeciwdziałanie. Oni to układają plany roboty. Z ich warsztatu wyszła rewolucja francuszka, szereg rewolucji w 1789 do 1815 roku, a także... wojna światowa. Wedle ich wskazania pracował Voltaire, d`Alembert, Rousseau, Diderot, Choiseul, Pombal, Aranda, Tanucci, Hangwitz, Byron, Mazzini, Palmerston, Garibaldi i inni. - Nazwisk obecnych członków nie znamy, ale na pewno do masonerii należy u nas Piłsudski. Oto dowód: Na dziesięć dni przed obaleniem gabinetu Ponikowskiego rozeszła się po Rzymie pogłoska, że ten gabinet upadnie, bo tak masoneria rozkazała Piłsudskiemu. Słyszałem o tym z ust wiarogodnych, bo sekretarza ks. biskupa Teodorowicza, [tj.] ks. Bogdanowicza, który właśnie wtedy (o ile pamiętam) nawet był w Rzymie.

Masoneria wynosi na piedestał osoby, które chce, i strąca, kiedy one zapragną działać na własną rękę. Tego bardzo dotkliwie doświadczył na sobie Napoleon.

Jak możemy przeciwdziałać tej zarazie, tej armii antychrysta?

Niepokalana, Pośredniczka wszelkich łask, może i chce dopomóc. Bo na cóż objawienie w Lourdes, objawienie Cudownego Medalika, przez które tylu i tylu się już nawróciło. Dusza, przejęta miłością ku Niej, na pewno stawi opór demoralizacji, tej walnej broni masońskiej. "My rozumowaniem Kościoła nie zwyciężymy - decydowali oni na jednym ze zjazdów - ale korupcją obyczajów".

Zastanowienia też godne są przepowiednie Wandy Malczewskiej spisane przez ks. Grzegorza Augustynika, który ją osobiście znał, a które w części rzeczywiście się wypełniły. W nich Pan Jezus poleca: "Niech się potworzą stowarzyszenia niewiast - a osobne mężczyzn - różnych stanów, ale jednego ducha, pod opieką Matki mojej Niepokalanie Poczętej w celu tępienia rozpusty, a krzewienia cnoty czystości i bronienia jej. Kto Boga i ojczyznę kocha, zaklinam go na moje okrutne biczowanie i cierniem koronowanie, niech się stanie członkiem tego stowarzyszenia - niech sam strzeże cnoty czystości, a tępi rozpustę i drugich do tego zachęca".

A o. Urban w numerze grudniowym poświęconym Niepokalanemu Poczęciu, wyraża przekonanie, iż na szerzące się dziś w świecie panowanie szatana jedynym ratunkiem jest gorąca cześć i naśladowanie Niepokalanej.

[O. Maksymilian M-a Kolbe]

wtorek, 25 października 2022

x. Rafał Trytek — kazanie na XX Niedzielę po Zielonych Świątkach AD 2022 (Wrocław)

 Pijaństwo, grzech, o którym pisał św. Paweł Apostoł, powoduje degradację moralną i materialną – przypomniał x. Rafał Trytek ICR w trakcie kazania wygłoszonego we wrocławskim Oratorium Świętego Józefa Opiekuna Kościoła Świętego. Nieumiarkowanie oddala od Boga, unicestwia bowiem wolną wolę, rozbija rodziny, wyniszcza całe społeczności, jest również źródłem innych grzechów, m.in. nieczystości i zabójstw dzieci spłodzonych pod wpływem alkoholu – w obliczu pokus jesteśmy bezbronni. Kościół nie wymaga od katolików całkowitej abstynencji, nie pozwala jednak na powodujące utratę świadomości nadużywanie napojów alkoholowych.

Duszpasterz wiernych Tradycji wygłosił również kazanie podczas Mszy Świętej sprawowanej tego samego dnia, 23 października 2022 roku, w krakowskim Oratorium Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Odwołał się w nim do przykładu patrona Krakowa i archidiecezji krakowskiej, św. Jana Kantego. Z tym wybitnym kapłanem kojarzony jest początek szczęśliwego stulecia Krakowa – epoki licznych świętych i rozkwitu stołecznej akademii. Św. Jan Kanty wykładał depozyt Wiary i doczekał się znakomitych uczniów. Jego wiedzy dorównywała miłość, jaką żywił do Boga i bliźnich – zarówno, kiedy praktykował miłosierdzie wobec ubogich, jak i wtedy, gdy w roli doradcy i ojca duchowego kierował wiernych w stronę naszego Pana Jezusa Chrystusa. Stosował się najściślej do wymagań Ewangelii, a jego cnoty przyciągały innych do świętości.

Zapraszamy do zapoznania się z nagraniami:



Adres siedziby Kaplicy
ul. Powstańców Śląskich 114, Wrocław
Wejście na 1 piętro schodami na zewnątrz

Świąteczno-noworoczne spotkanie opłatkowo-założycielskie SKiT im. Ks. Dr Piotra Semenenko.

 

 Pragniemy serdecznie zaprosić wszystkich naszych przyjaciół i dobroczyńców, oraz sympatyków, na spotkanie integracyjno-założycielskie, które odbędzie się w okresie świąteczno-noworocznym, a więc na przełomie grudnia i stycznia. Dokładny termin, oraz miejsce spotkania, podamy po konsultacjach z zainteresowanymi osobami. Może to być np. Kraków albo Warszawa, w jakąś niedzielę lub święto, po (lub przed) Mszy św. Dostosujemy czas i miejsce do uczestników, tak aby każdemu (lub przynajmniej większości) pasowało. Celem spotkania jest przede wszystkim integracja, złożenie sobie życzeń z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku, przełamanie się opłatkiem i omówienie planów na przyszły rok. Drugim, równie ważnym celem, jest sporządzenie dokumentów i zebranie podpisów do sądownej rejestracji naszego Stowarzyszenia, jako ogólnopolskiego z KRS, posiadającego osobowość prawną. Bez tego nie jest możliwy dalszy rozwój naszej działalności, dlatego to jest dla nas bardzo ważne. Do tej pory Stowarzyszenia funkcjonuje w formule „stowarzyszenia zwykłego” (do rejestracji potrzeba tylko trzech podpisów, wszystkie dokumenty składa się w UM przed Prezydentem/Burmistrzem miasta).

Rejestracja sądowa da nam również możliwość formalnego podejmowania wielu inicjatyw oraz występowania na drogę prawną, w obronie wartości chrześcijańskich czy przeciw różnym deprawacjom. Stowarzyszenie mające osobowość prawną, może również posiadać rachunek bankowy Stowarzyszenia, na który mogą trafiać wpłaty z tytułu składek członkowskich, lub darowizn etc. Można też rozważyć prowadzenie działalności gospodarczej, a wówczas Stowarzyszenie mogłoby mieć jakiś niewielki zysk ze sprzedaży czasopism czy kalendarzy, który byłby przeznaczony na działalność statutową. Myślimy tez cały czas nad założeniem w tym celu Fundacji. 

niedziela, 23 października 2022

O. Maksymilian Maria Kolbe OFM: Grożące niebezpieczeństwo



[Grodno, przed styczniem 1923] 


Śledząc ostatnie wypadki, zdajemy sobie jasno sprawę z tego, że źle się u nas dzieje: drożyzna wzrasta z dniem każdym, kraj chyli się do ekonomicznego upadku, rząd słaby i nieudolny; czujemy, że jakaś tajemnicza ręka zawsze nam bruździ i do zguby wciąga.

Na całej kuli ziemskiej tu słabiej, tam bardziej zaciekle toczy się walka przeciwko Kościołowi i szczęściu dusz. Wróg okazuje się w rozmaitej szacie i pod różnymi nazwami. Ogólnie wiadomo, jak socjalizm, wykorzystując nędzne położenie robotnika, zaszczepił mu jad niewiary. Widzimy, jak bolszewicy tępią religię. Słyszeliśmy nauki materialistów, pragnących ścieśnić wszechświat do tego tylko, co bezpośrednio zmysłami poznajemy i tak wmówić w siebie i w drugich, że nie ma Boga ani duszy. Teozofia wszczepia obojętność religijną, a badacze Pisma św. i inni protestanci grubymi dolarami jednają sobie wyznawców. Wszystkie te obozy tworzą zgodną linię bojową przeciw Kościołowi.

Co ich łączy?

Że socjalizmem kierują Żydzi i że oni rządzą obecnie w Bolszewii, wszystkim aż nadto wiadomo. Nie brak ich też w szeregach materialistów. Badacze zaś Pisma św. są, jak to wykazał p. Pawlak w swoim referacie w MI mężczyzn, niczym innym, jak tylko zamaskowanym bolszewizmem ze wszystkimi obietnicami talmudystycznymi.

W teozofii zaś aż nadto występują Żydzi - tak np. w Wiedniu kierownikami lóż teozoficznych są Żydzi: Hans Schiff, dr Hans Robiczek, Gerstl, Schleisinger, Hirsch, a kierowniczkami także Żydówki: Paula Schiff, Singer-Schiffowa, panna Berta Mendelssohn, panna Stella Abramowicz, panna Hanna Wertheimer.

Następnie sama już nazwa "loża" analogiczna do organizacji masońskich daje także wiele do myślenia. Wreszcie kierownikami całego ruchu teozoficznego w Wiedniu są wyłącznie masoni, jak br. dr Franciszek Hartmann, Karol von Kellner, Artur Pfungst, Paweł Stoss itd.

Jak potężny wpływ wywierają masoni u nas nawet na rządy, świadczy wymownie fakt, że dziesięć dni przed rozwiązaniem gabinetu Ponikowskiego rozeszła się w Rzymie wieść, iż w Polsce nastąpi zmiana rządu, bo... tak masoneria nakazała?! - Piłsudskiemu!!! I tak się stało. W ostatnich zaś dniach prof[esor] St[anisław] Grabski tak pisze w "Słowie Polskim": "Jest złowroga siła, która nie daje się Polakom ze sobą porozumieć, która systematycznie niweczy każdą próbę wytworzenia w Sejmie większości polskiej, a raz po raz w najważniejszych sprawach, jak sprawa wileńska w poprzednim Sejmie i obecnie wybór prezydenta, przy pomocy mniejszości narodowych majoryzuje większość głosów polskich, która uniemożliwiła zbliżenie między piastowcami a obozem narodowym, która wyzyskuje radykalizm społeczny i osobiste ambicje, dawne uprzedzenia i niechęci poszczególnych członków grup centrowych, by raczej je rozbić niż dopuścić ich do współdziałania z prawicą..."

"Gazeta Warszawska", komentując te słowa, dodaje: "Siłą tą, która nawet ukrywać się przestała, jest konspiracja żydowsko-masońska. Co zaś do chwili obecnej, to zbyt jest ona widoczna dla nas wszystkich, by trzeba ją było długo charakteryzować".

Czyż wobec tych danych można jeszcze wątpić, pod czyją wodzą świadomie czy nieświadomie walczą nasi wrogowie? To jest owa tajemnicza ręka, która pcha nasz kraj do zguby.

Wobec tak potężnych ataków nieprzyjaciół Bożego Kościoła czy wolno nam stać bezczynnie? Czy wolno tylko biadać i łzy ronić? - Nie, pamiętajmy, że na sądzie Bożym zdamy nie tylko rachunek ścisły z czynności wypełnionych, ale także Pan Bóg policzy wszystkie dobre uczynki, które mogliśmy zdziałać a - zaniedbaliśmy. Na każdym z nas ciąży święty obowiązek, by stanął na szańcu i piersią własną odparł zapędy wroga.

Nieraz można usłyszeć zdania: Cóż ja mogę? - Taka silna organizacja. - Mają grube kapitały itd. Zapomnieli zapewne, co mówi św. Paweł "wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" [por. Flp 4,13].

Jak nam, zwłaszcza członkom Milicji Niepokalanej, walczyć należy? Czy może płacąc pięknym za nadobne iść naprzód siłą pięści? Nie, to nie nasze zadanie. Celem wytkniętym Rycerstwa Niepokalanej to podbijanie dla Niej serc; Ona zaś już reszty dokona. Niech tylko ci nieszczęśliwi, co w głupocie i złości swojej podnoszą rękę na Najlepszego Ojca, by zaspokoić swe żądze i zdobyć pozory szczęścia, niech tylko oni coś, choćby najmniejszego, dla Niej zrobią lub wycierpią - już wyłom zrobiony, już Ona ma jakiś tytuł na to, by słodko opanować z czasem to serce, złożyć je w gorejącym Sercu Jezusa i je uszczęśliwić. Z miłości ku złym prześladujemy z całą energią wedle możności wszelkie ich złe poczynania, zwracajmy te serca ku Niepokalanej modlitwą i cierpieniem, własnym kosztem zdobywajmy dla Niej dusze, a one już tu na ziemi będą nam nieskończenie wdzięczne. Nieraz tego doświadczyłem i każdy, kto uszczęśliwi taką duszę, może się przekonać, jak ona mu będzie wdzięczna.

Uważajmy jednak, by nie dla tej wdzięczności cierpieć, pracować i ofiary ponosić. Za niska byłaby ta pobudka. Dla Boga jedynie, dla Boga przez Niepokalaną i jako narzędzie w Jej ręku żyć, cierpieć, pracować i umierać - oto ideał godny rycerza Niepokalanej.

Rycerz Niepokalanej

sobota, 22 października 2022

JUŻ JEST! Nowy (podwójny) numer "Myśli Katolickiej - Organu Katolików Świeckich" (VII — VIII, IX — X AD 2022).

    Z największą przyjemnością oddajemy do rąk naszych czytelników kolejny, podwójny – dwudziesty pierwszy i dwudziesty drugi numer czasopisma „Myśl Katolicka - Organ katolików świeckich”. Po nieco dłuższej przerwie udało nam się skompletować to podwójne, poszerzone wydanie naszego czasopisma. [...] Zachęcamy wszystkich czytelników do lektury.

W numerze między innymi:

wstęp Od redakcji.

Pamiętajmy o modlitwie za naszych kleryków.

J. Exc. Bp Marek A. Pivarunas CMRI: List Rektora seminarium Mater Dei, październik AD 2022.

Święty Jan od Krzyża o objawieniach prywatnych.

Konferencja Fatimska AD 2022.

Boskie Macierzyństwo Najświętszej Maryi Panny.

60 lat kataklizmu Vaticanum II.

Magisterium Kościoła vs. herezja feeneyizmu.

      Wszystkie osoby zainteresowane otrzymaniem papierowej lub cyfrowej wersji tego numeru jak również otrzymywaniem prenumeraty kolejnych numerów (cyfrowej bądź papierowej) proszone są o kontakt na adres e-mail naszej redakcji: myslkatolicka@gmail.com .

Serdecznie zapraszamy do kontaktu i współpracy wszystkich ludzi dobrej woli!

INFORMACJA O ZRZUTCE !!! :

Powstała nowa zrzutka internetowa na cele prowadzenia naszej działalności, przede wszystkim na regularne wydawanie naszego czasopisma w coraz lepszej formie wizualnej i merytorycznej, wydawanie kolejnych broszur oraz kalendarza na przyszły, 2023 Rok Pański. Serdecznie zachęcamy do choćby symbolicznego wsparcia!

Link do nowej zrzutki: https://zrzutka.pl/8rxzx2

piątek, 21 października 2022

Święty Jan od Krzyża o objawieniach prywatnych.


Nigdy zatem nie powinna dusza ośmielać się pragnąć i dopuszczać do siebie tych objawień, choćby nawet były, jak mówię, od Boga. Gdyby bowiem pragnęła je przyjmować, spadnie na nią sześć przykrych następstw.

Pierwsze: pomniejszy swoją wiarę, doświadczenie bowiem zmysłowe bardzo osłabia wiarę, ponieważ wiara, jak mówiliśmy, przekracza wszelkie odczucie zmysłowe. Nie zamykając oczu na te wszystkie rzeczy zmysłowe, pozbawia się środka zjednoczenia z Bogiem.

Drugie: objawienia te nie odrzucone są przeszkodą dla ducha, bo na nich zatrzymuje się dusza (12) i duch nie może wzlecieć do tego, co jest niewidzialne. To właśnie była jedna z przyczyn, dla których Zbawiciel powiedział uczniom, iż lepiej jest, by On odszedł od nich, bo inaczej nie przyjdzie Duch Święty (J 16, 7). Dlatego również Marię Magdalenę, która po Zmartwychwstaniu przypadła do Jego stóp, oddalił, by umocniła się w wierze (J 20, 17).

Trzecie: dusza, zatrzymując się na posiadaniu tych objawień, nie dąży do prawdziwego wyrzeczenia i ogołocenia ducha.

Czwarte: traci wewnętrzny skutek i ducha tych objawień, albowiem zwraca oczy na to, co w nich zmysłowe, a co stanowi wartość podrzędną. Dlatego nie otrzymuje już tak obficie ducha, którego one sprawiają, ten bowiem udziela się i zachowuje dzięki wyrzeczeniu się wszystkiego co odczuwalne i bardzo różne od czystej duchowości.

Piąte: traci łaski Boże, gdyż je sobie przywłaszcza i nie korzysta z nich należycie. Przywłaszczać je zaś sobie i nie korzystać z nich, to znaczy pragnąć ich, uważać je za swoje. A przecież Bóg nie daje ich duszy na własność, dusza nie powinna zapominać, że są one własnością Boga.

Szóste: pożądanie tych objawień otwiera drogę szatanowi, by mógł duszę oszukiwać innymi widziadłami, które umie on bardzo naśladować i przedstawić je duszy jako dobre. Mówi bowiem Apostoł, (s.219) że diabeł może się przemienić w anioła światłości (2 Kor 11, 14). Za łaską Bożą będziemy jeszcze mówili o tym przedmiocie w trzeciej księdze, w rozdziale o łakomstwie duchowym.

Jest przeto zawsze rzeczą stosowną, by dusza odrzucała te zjawiska z zamkniętymi oczami, od kogokolwiek by pochodziły. Jeżeli tego nie uczyni, da miejsce zjawom diabelskim i taką moc szatanowi, że nie tylko jedne zjawy będzie przyjmować za drugie, lecz tym sposobem mnożyć się będą te od złego ducha, a ustawać te od Boga i dojdzie do tego, że pozostaną same diabelskie. Doświadczyło tego wiele dusz nieostrożnych i nieroztropnych, które do tego stopnia się czuły bezpieczne przyjmując te rzeczy, że wiele spośród nich musiało wielkiego użyć trudu, by wrócić do Boga przez czystą wiarę. A niemało było takich, które nie mogły wcale wrócić, gdyż szatan już je zbyt usidlił. Przeto pożytecznie jest zamykać się i bronić przed nimi wszystkimi. Odrzucając bowiem złe, unika się błędów diabelskich, a odrzucając dobre, unika się przeszkody w wierze i duch zbiera z nich owoce. Jeśli wówczas, kiedy dusza je przyjmuje, Bóg je odbiera (ponieważ zagarnia je na własność, nie wykorzystując ich odpowiednio), a szatan wprowadza i pomnaża swoje, znajdując dla nich miejsce i okazję – to przeciwnie, gdy dusza wyrzeka się ich i jest im przeciwna, zły duch zaczyna ustępować, widząc, że nie sprawia szkody, Bóg zaś zwiększa i pomnaża łaski w tej pokornej i ogołoconej duszy, stawiając ją nad wieloma, jak owego sługę, który był wierny w małym (Mt 25, 21).

Droga na Górę Karmel ks.II rozdz: 11, akapit: 7-8; w Dzieła, s. 205-206

czwartek, 20 października 2022

J. Exc. Bp Marek A. Pivarunas CMRI: List Rektora seminarium Mater Dei, październik AD 2022.

  BMARK APIVARUNAS CMRI

––––––––

LIST REKTORA SEMINARIUM MATER DEI


Drodzy Przyjaciele i Dobroczyńcy,

 W październiku obchodzimy święto tytularne naszego seminarium "Mater Dei" – Matki Bożej, 11 października, święto Boskiego Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny. Powodem, dla którego ten tytuł Matki Bożej został wybrany już w 1989 r. (kiedy seminarium zostało przeniesione z Mount St. Michael w Spokane, Washington, do Omaha) jest to, że Jezus Chrystus, Wieczny Najwyższy Kapłan, spędził 30 lat z Jego 33 lat na ziemi w życiu ukrytym w Nazarecie w towarzystwie Jego Świętej Matki Najświętszej Maryi Panny. Ponieważ seminarium jest kolejnym Nazaretem, aby przygotować przyszłych kapłanów, Matka Boża jest ważną częścią tych formacji.

 To święto zostało ustanowione przez papieża Piusa IX w 1931 roku, aby uczcić 1500 rocznicę Soboru w Efezie w 431 roku n.e. za pontyfikatu papieża św. Celestyna I. Okazją do zorganizowania tego ekumenicznego soboru było potępienie herezji Nestoriusza, który heretycko twierdził, że w Chrystusie były dwie osoby – jedna Boska i jedna ludzka i w konsekwencji zaprzeczył że Najświętsza Maryja Panna powinna otrzymać tytuł Matki Bożej.

 Wszechmogący Bóg w swojej Opatrzności wzbudził św. Cyryla z Aleksandrii, aby bronił prawdziwej nauki, że Chrystus był rzeczywiście jedną Osobą o dwóch naturach połączonych w unii hipostatycznej. Pismo Święte jasno wyraża tę wspaniałą tajemnicę Wcielenia. Św. Jan rozpoczyna swoją Ewangelię, która jest czytana na zakończenie Najświętszej Ofiara Mszy Świętej: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo [...] A Słowo ciałem się stało”.

 Na długo przed przyjściem Chrystusa Izajasz prorok przepowiedział : „Oto Panna pocznie y porodzi Syna, y nazową imię iego Emmanuel”. (Iz. 7:14) Później ten sam prorok przepowiedział : „Abowiem maluczki narodził się nam, y syn iest nam dany, y stało się panowanie na ramieniu iego, y nazową imię iego : Przedziwny, radny, Bóg, mocny, ociec przyszłego wieku, książę pokoiu.” (Is. 9:6)

poniedziałek, 17 października 2022

X. prof. Józef Krukowski: Oświadczać się z szacunkiem dla błędu, to coś niewiele mniej jak być półgłówkiem.

  Kto utrzymuje, że wszystkie religie są równie dobre, chce powiedzieć, że nie wierzy w żadną prawdziwą, co się równa zaprzeczeniu prawdy objawionej. Albo też wszystkie uważa za wątpliwe; co jest formalnym aktem apostazji; albowiem pozytywnie wątpić o wierze, jest tyle, co być niewiernym; albo w końcu znaczy tyle, że kwestia religii jest tak małej wagi, że jej nie warto rozbierać; co znaczy tyle jak: nie warto się troszczyć o cel ostateczny, do którego prowadzi religia. Co jest rzeczywistą niedorzecznością. Co innego jest brzydząc się błędem, litować się nad błędnowiercami, stykając się z nimi w społecznych stosunkach, tolerować, szanować osobę bliźniego; ale oświadczać się z szacunkiem dla błędu, to coś niewiele mniej jak być półgłówkiem; bo się objawia szacunek dla tego, co nie zasługuje na szacunek; to jest grzechem, bo się objawia szacunek ku temu, co Boga obraża; to jest rzeczą gorszącą bliźniego, bo przez swoją rzekomą tolerancję innych zachęca się do tego, co im szkodę na duszy przynosi. (Ks. Józef Krukowski, Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rocznik kazań niedzielnych, świątecznych i przygodnych. Kraków 1890, s. 34. – Kazanie o wierze).

niedziela, 16 października 2022

Powstała nowa zrzutka. Zachęcamy do wsparcia!


 Jakiś czas temu zakończyła się nasza poprzednia zrzutka : "Na ogólną działalność Stowarzyszenia na rzecz Kultury i Tradycji im. ks. dr Piotra Semenenko, strony Tenete Traditiones i pisma "Myśl Katolicka"." (zakończona 31.12.2021r). Od tego momentu wpłaty na tą zrzutkę wciąż były możliwe, jednak nie dało się już zmienić zbieranej kwoty ani daty zakończenia. W związku z tym, wpłaty w ostatnim okresie nieco ustały, co było za pewne spowodowane wrażeniem wizualnym zbiórki jako zamkniętej. Dlatego też postanowiliśmy utworzyć nową zrzutkę : "Dalsza działalność i rozwój Stowarzyszenia na rzecz Kultury i Tradycji im. ks. dr Piotra Semenenko, strony Tenete Traditiones i pisma "Myśl Katolicka".". Ta zrzutka założona została w innej formule, jako zbiórka cykliczna. Nie posiada ona wyznaczonej daty ani kwoty do zebrania. Posiada jedynie sugerowaną, minimalną kwotę miesięczną jaką chcemy zebrać, w wysokości 100 zł., która będzie pozwalać na kontynuowanie dotychczasowej działalności (wydawania pisma w formule dwumiesięcznika, w nakładzie kilkunastu egzemplarzy). Jednak im większą kwotę uda nam się zebrać, tym więcej nowych i ciekawych rzeczy będziemy mieli możliwość Wam zaproponować...

Link do nowej zrzutki: https://zrzutka.pl/8rxzx2

Opis zrzutki: 

Laudetur Iesus Christus !

Dziękujemy za Wasze dotychczasowe wsparcie, które przerosło już nasze oczekiwania (jeśli jakiekolwiek w ogóle były). To szalenie miłe widzieć ile osób docenia naszą codzienną pracę w ramach portalu i potężny kop motywacyjny! Kwota zrzutki na jej poprzednim etapie nie może już być zwiększona, dlatego postanowiliśmy założyć nową. Tak naprawdę im większą kwotę uda nam się zebrać, tym więcej nowych i ciekawych rzeczy będziemy mieli możliwość Wam zaproponować, bo pomysłów jest mnóstwo, potrzeba tylko środków na ich realizację...

Dobra jest modlitwa z postem, a jałmużna więcej znaczy, niźli chowanie skarbów złota, albowiem jałmużna od śmierci wybawia, ona oczyszcza grzechy i czyni, że się znajduje miłosierdzie i żywot wieczny.

Tob 12, 8–9

Skarbcie sobie skarby w niebie, gdzie ani rdza, ani mól nie psuje, i gdzie złodzieje nie wykopują, ani nie kradną. Albowiem gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje.

Mt 6, 20–21

Zbieramy fundusze na ogólną, bieżącą działalność naszego Stowarzyszenia, prowadzenie strony a zwłaszcza regularne wydawanie naszego czasopisma "Myśl Katolicka - Organ Katolików Świeckich". Potrzebujemy środków na wydawanie pisma w dotychczasowej formule - jako dwumiesięcznik. W tym celu potrzebujemy przynajmniej 100 zł miesięcznie, czyli ok 200 zł na jeden numer. Chcemy również cały czas zwiększać nakład / pojemność / jakość następnych numerów czasopisma, a jeśli będzie kiedyś taka możliwość, rozważymy przejście do formuły comiesięcznej, ale do tego wszystkiego potrzebujemy zdecydowanie większych nakładów finansowych. Mamy też w planach wydać kolejne integralnie katolickie broszury oraz kalendarz katolicki na 2023 rok. Wszystkich ludzi dobrej woli serdecznie prosimy o wsparcie!

Jeszcze raz dziękujemy za każdą, nawet symboliczną wpłatę, chociaż znacznie ważniejsze od samych finansów jest dla nas poczucie dla ilu osób nasza strona jest po prostu wartościowym miejscem w sieci. Bóg zapłać za wszelkie okazane wsparcie!

Tylko od Was zależy przyszłość dalszej działalności pisma i wydawnictwa integralnie katolickiego w Polsce! Ad maiorem Dei Gloriam!

wtorek, 11 października 2022

x. Rafał Trytek — kazanie na XVIII Niedzielę po Zielonych Świątkach AD 2022 (Wrocław)

9 października 2022 roku x. Rafał Trytek ICR wygłosił kazania, których wysłuchali wierni zgromadzeni na Mszach Świętych w Krakowie i Wrocławiu. Przypomniał, że grzech zawsze jest obrazą Boga, za którą zadośćuczynić może tylko nasz Pan Jezus Chrystus. Jedynie Syn Boży odpuszcza grzechy, przywracając ład i zdrowie w porządku nadprzyrodzonym. Dlatego Kościół ustanowił obowiązek spowiedzi świętej, aby każdy mógł skorzystać z Bożego Miłosierdzia. Tam, gdzie wyznaniu win towarzyszą szczerość i chęć poprawy, śmierć duchowa zostaje odwrócona.

Nasz Stwórca pragnie dobra duchowego i moralnego, w drugiej zaś kolejności – fizycznego. Dopuszcza zło, kiedy wycofuje się, widząc, że ludzie nie chcą Jego Łaski i zamierzają rządzić się własnymi prawami. Bez Łaski natura ludzka nieuchronnie skłania się ku zatraceniu, natomiast wszystko, co człowiek robi dobrze, czyni, współpracując z Łaską.

O ile Bóg jedynie dopuszcza zło moralne, o tyle może również chcieć zła fizycznego – jako kary za grzechy. Kary niezbędnej, gdy ludzie buntują się przeciwko Bogu i wydaje im się, że wszystko zawdzięczają sobie. Naśladują w tym diabła, odwracając porządek dany przez Stwórcę.

Zapraszamy do zapoznania się z nagraniem:



Adres siedziby Kaplicy
ul. Powstańców Śląskich 114, Wrocław
Wejście na 1 piętro schodami na zewnątrz

niedziela, 9 października 2022

Feliks Koneczny: Najszersze granice


20. Najszersze granice

 Wkraczamy w okres, kiedy państwo polskie było największe, najrozleglejsze; w okres najszerszych granic. Były to czasy najdzielniejszego wojska i znakomitych wodzów, lecz powstają przykre rozterki wewnętrzne, które musiały podkopać siłę nawet potężnego państwa. Przecież w rok po śmierci wielkiego Zamojskiego wybuchła wojna domowa!

 Skądże to? Słyszy się nieraz, że przyczyna złego tkwiła w elekcyjności tronu. Ależ wybierano Jagiellonów jednego po drugim, jakby w państwie dziedzicznym, trzymano się tego rodu nawet po kądzieli, wynosząc na tron Annę Jagiellonkę, następnie syna Katarzyny Jagiellonki i jego potem dwóch synów. Był tedy w Polsce silny zmysł dynastyczny i aż do r. 1668 elekcje stanowiły tylko formalność.

 Lecz po cóż ta formalność? Bo się obawiano, żeby królowie nie nadali sobie władzy nieograniczonej, żeby nie wprowadzili rządów absolutnych, gdyby byli pewni dziedzicznej korony. Szedł do tego zły przykład państw zachodniej Europy; wszędzie królowie przestawali uznawać prawa obywateli wobec państwa i łamali wszelki samorząd. Gdy nastały spory wyznaniowe, obie strony same ofiarowały monarchom władzę absolutną, byle król zgniótł i wytępił stronę przeciwną. Wszakże dochodziło do tego, że panujący decydowali o religii swych poddanych! I znaleźli sobie prawników, którzy wywodzili, że tak być powinno, że król nie ma słuchać żadnych praw, że stoi ponad prawem, a prawem jest jego wola.

 W wiekach średnich nazwano by absurdem takie pojmowanie rządów. Ale w zapale do starożytnictwa znalazła się furtka do nieograniczonej władzy monarszej. Na wielkim prądzie humanizmu, o którym była mowa w rozdziale 17, zyskały wiele sztuki piękne i literatura, i nauki; lecz nauki tylko oprócz jednej, prócz prawa publicznego. Zaczęto czerpać wzory ze starożytnego prawa rzymskiego, lecz z czasów rzymskiego cesarstwa. Nie wiedziano jeszcze wtedy, że to prawo głoszące samowładzę monarszą powstało pod silnym wpływem Azji, z podbitych prowincji azjatyckich. Wielbiąc na ślepo wszystko, co pochodziło ze starożytnego Rzymu, rzucono się też z zapałem do tego rzymskiego prawa publicznego. Kierunek ten nazywał się legizmem. Oczywiście, że studia te i zamiłowania były popierane na dworach monarszych.

 W Polsce legizmu nie przyjęto, a z królów dopiero Zygmunt III uważał, że może z koroną i z państwem robić, co zechce, jakoby z prywatną swoją własnością. Widzieliśmy, jak sam wielki Zamojski stanął w opozycji. Ale to był polityk roztropny, wiedział co można i jak można, a czego nie można. Ledwie oczy zamknął, wybuchł rokosz.

 Wielki Zamojski pozostawił Polsce po sobie wielkiego ucznia: Stanisława Żółkiewskiego. Ten, urodzony w r. 1547, we wsi Turynce (województwo lwowskie) w rodzinie senatorskiej, po skończeniu szkół oddany był na dwór Zamojskiego, żeby się zaprawiać do spraw publicznych, politycznych i rycerskich. Na samym wstępie panowania Batorego dowodził w gdańskiej wyprawie rotą wystawioną przez Zamojskiego. Podczas następnego bezkrólewia odznaczył się nawet w bitwie pod Byczyną; walcząc na czele jazdy zdobył wielką chorągiew arcyksięcia Maksymiliana, żółtą z czarnym orłem cesarskim. Odniósł tam ranę i to ciężką, ale też otrzymał nominację na hetmana polnego. Towarzyszył nadal swemu mistrzowi Zamojskiemu w wyprawie na Wołoszczyznę i w początkach wojen szwedzkich; on sam wziął do niewoli wodza szwedzkiego, Jakuba de la Gardie. Ten dzielny hetman był więc jakby kontynuatorem Zamojskiego wobec rokoszu, jaki wybuchł wnet po zgonie tamtego. Było to w r. 1606.

 Nie można przyznać roztropności głowie rokoszu, wojewodzie krakowskiemu Mikołajowi Zebrzydowskiemu. A był to gorliwy katolik. Był tercjarzem bernardyńskim, wielkim dobrodziejem ich najstarszego klasztoru, tego "kapistrańskiego" pod Wawelem w Krakowie. Potem zaś ufundował sławną na cały świat Kalwarię Zebrzydowską, o pięć mil od Krakowa, w sąsiedztwie swego zamku w Lanckoronie. Syn jego i bratanek wstąpili nawet do Bernardynów. Był to więc dom na wskroś katolicki, który stanął do rozprawy orężnej z królem również katolickim. Nie o wyznaniowe spory chodziło, lecz o to, że król łamał coraz bardziej prawo krajowe. Ale gdy rokosz wybuchł, przyłączyli się do niego od razu dysydenci, tj. protestanci wszystkich sekt, tudzież dyzunici, tj. prawosławni przeciwnicy unii brzeskiej. Ci chcieli pozbyć się króla, który był surowym katolikiem, i powołać na jego miejsce jakiegoś sympatyka protestantyzmu; takiemu chętnie pozwoliliby rządzić absolutystycznie. Panował więc w obozie Zebrzydowskiego prawdziwy galimatias pojęć; łączy ich tylko sam początek sprawy, wybuch zbrojnego oporu, ale cele rokoszu pojmowano rozmaicie.

 Ksiądz Piotr Skarga stanął z całą energią po stronie królewskiej. Jakże to? Dookoła Turek, Moskal, Szwed, a oni tu urządzają wojnę domową? Na próżno jednak jeździł do Lanckorony, żeby przywieść wojewodę do opamiętania. Wystąpili więc w obronie porządku publicznego hetmani Chodkiewicz i Żółkiewski, powołując wojsko do broni przeciw rokoszanom i rozbili ich pod Guzowem w r. 1607. Nie miało to znaczyć, żeby byli zwolennikami absolutyzmu. Zaznaczał Skarga swe stanowisko wyraźnie: "Nie taką monarchię chwalimy, jaka jest u Turków, Tatarów i Moskali, która ma bezprawne panowanie, ale taką, która sprawiedliwymi prawy i radą mądrą podparta jest, i moc swoją ustawami pobożnymi umiarkowaną i określoną ma".

 Hetman zaś Stanisław Żółkiewski pobiwszy rokoszan, nie żywił żadnej mściwości, lecz ze wszystkich sił swoich starał się, żeby przywrócić w Polsce zgodę. I osiągnął ten cel; on sam prowadził na sejmie r. 1608, Zebrzydowskiego przed tron królewski; rokoszanin przeprosił i przyrzekł dotrzymywać wierności, a król wielkodusznie przebaczył.

 Wsławiony już kilkakrotnie Żółkiewski wyróżniał się prostotą i skromnością. Zasłynął z niezwykłej bogobojności, z ofiarnej miłości Ojczyzny i z nadzwyczajnego przywiązania do wiary świętej. Całe życie jego prywatne i publiczne było doprawdy jednym pasmem świętości i zwano go też często "świętym hetmanem". Nieraz już występowano z myślą, żeby się zająć jego beatyfikacją.

 Tymczasem Samozwaniec, zebrawszy wojsko z ochotników, pobił Godunowa i zasiadł rzeczywiście na tronie carów. Wśród rotmistrzów jego hufców zapamiętajmy sobie Makarego Demęzkiego. Był to Rusin prawosławny, który przyjął następnie arianizm.

 Ponieważ Samozwaniec obiecywał w Krakowie Jezuicie ks. Sawickiemu i za jego pośrednictwem samemu królowi, że wprowadzi w państwo moskiewskie unię brzeską, jechała więc z nim cała misja. Jechał do Moskwy ks. Sawicki i proboszcz z Sambora, ks. Franciszek Pomarski z rodzonym bratem swym Stanisławem, który mu usługiwał do mszy św.; tudzież siedmiu księży Bernardynów. Przewodził im O. Benedykt Gąsiorek z tytułem "komisarza moskiewskiego". Pochodził ten zakonnik z możnej mieszczańskiej rodziny ze Lwowa, był już prowincjałem zakonu, a obeznany był z wielkim światem i za młodszych lat przebywał w Paryżu i w Rzymie. Z wielką pompą obchodzili ci Bernardyni w Moskwie Zielone Świątki. Zwłaszcza dziwowali się Moskale muzyce przy mszy św.; tak się cisnęli koło kwatery bernardyńskiej, iż łamali płoty.

 Ale o przyrzeczonej unii cerkiewnej Samozwaniec w Moskwie ani myślał. Wiedział, że w takim razie musiałby sam zaraz uciekać przed Moskalami.

 Wyraźnym ostrzeżeniem była męczeńska śmierć braci Pomarskich, zamordowanych przy ołtarzu dnia 27 maja 1606 r. Wkrótce potem padł też sam Samozwaniec ofiarą spisku, uknutego przez kniaziów Szujskich. Dostał się wtedy do niewoli nowych władców wraz z wielu innymi rotmistrz Demęzki, a w więzieniu miał spotkanie zaiste cudowne. Towarzyszem niewoli był mu Karmelita Bosy O. Paweł Szymon, który wybierał się przez Moskwę na misje do Persji. Nawrócony przez niego, ślubował rotmistrz, że wstąpi do jakiegoś zakonu, jeżeli danym mu będzie wydostać się z niewoli i dobrnąć do Polski. Bernardynów zaś naszych wywieziono do Jarosławia nad Wołgą, gdzie jednak pozwalano im ruszać się swobodnie i odprawiać nabożeństwa. Nawrócili nawet kilkadziesiąt osób. Niestety, tam zabrała śmierć O. Gąsiorka w sierpniu 1607 r. Sami Moskale mieli go za świętego; całowali ręce i stopy zmarłego. Nie chcieli zwłok wypuścić z miasta, a gdy je potem przewożono do Polski, trzeba to było robić po kryjomu, a w Jarosławiu wyprawić udany pogrzeb.

 Nowy car, Wasyl Szujski, zawierał przymierze z Karolem Sudermańskim przeciwko Zygmuntowi III, więc mu król wypowiedział wojnę. Hetman Żółkiewski chciał ruszać prosto na Moskwę, ale Zygmunt III uparł się, że wpierw musi odzyskać Smoleńsk (utracony za Zygmunta Starego). Zdobył go istotnie po trzech latach, ale przez trzy lata całe niemal wojsko tam musiało pozostawać. Hetman zaś miał w pochodzie na Moskwę ledwie 3000 jazdy i 1000 piechoty. Co za wodzów jednak wówczas mieliśmy? Z takim drobnym wojskiem rozgromił "święty hetman" pod Kłuszynem 46 000 Moskali i sprzymierzonych z nim Szwedów. W zwycięskim pochodzie stanął Żółkiewski pod Moskwą w sierpniu 1610 r. i doprowadził do tego, że Moskale sami przyprowadzili mu do obozu Szujskich do niewoli, a powoływali na tron królewicza polskiego Władysława, który liczył wówczas lat 15. Zdawało się, że się spełniają wielkie plany Batorego i Zamojskiego, że potęga moskiewska złączy się z nami, wyruszymy wspólnie na Turków i będzie Polska od morza do morza, a Kościół na Bałkanie uwolni się spod jarzma muzułmańskiego.

 Ale Zygmunt III uparł się, że nad Polską, Litwą i Moskwą ma być jeden tylko wspólny monarcha, a tym monarchą ma być on sam. Na hetmana rozgniewał się, kazał mu wracać spod Moskwy, a syna tam nie puścił.

 Wraca więc "święty hetman". Odbył tryumfalny wjazd do Warszawy, wiodąc przed króla i zgromadzony sejm swych jeńców, carów Szujskich. Tryumf to był wojskowy nie lada, lecz Żółkiewski czuł się pokonany politycznie. Spodziewał się, że gdy młody królewicz Władysław zasiądzie na tronie carskim, doprowadzi moskiewskich poddanych z czasem do tego, że w spokoju i zgodnie, z własnego przekonania będą przyjmowali unię; że nie będzie już w przyszłości wojen polsko-moskiewskich; zaprzyjaźniona z nami Moskwa skłoni się wreszcie do wspólnej wyprawy na Turcję, że więc spełnią się wielkie plany Batorego i Zamojskiego. Te nadzieje rozwiał niestety król Zygmunt III, mniemając uparcie, że używszy siły osiągnie za jednym razem to, do czego Żółkiewski radził zmierzać wolniej i ostrożniej.

 Ale w Moskwie nie chciano Zygmunta III z obawy, że będzie przemocą wprowadzał unię cerkiewną. I tak pozostali Moskale przez trzy lata bez cara, bez rządu. Nareszcie lud prosty zaczął się domagać jakiegoś cara i w r. 1613 wprowadzono na tron Michała Romanowa, od którego zaczyna się nowa dynastia w państwie moskiewskim, które następnie przerobiło się na Rosję.

 Co zaś do unii brzeskiej, ani nawet w samym Wilnie losy jej nie były jeszcze pewne. W głównym wileńskim monasterze Świętej Trójcy przeważał duch schizmy, a podczas rokoszu Zebrzydowskiego oświadczył się za nią jawnie tamtejszy archimandryta. Obrońcą unii i męczennikiem za nią miał się stać Jozafat Kuncewicz, urodzony w r. 1580 we Włodzimierzu Wołyńskim, następnie kupczyk w Wilnie. Przejęty zamiłowaniem do nauki i poczuwszy powołanie kapłańskie, uczył się, korzystając z pomocy Jezuitów wileńskich i za ich radą pozostał przy obrządku wschodnim. Wstąpił właśnie do Bazylianów przy św. Trójcy w r. 1604. Wyświęcony na kapłana unickiego w r. 1609, został w tym monasterze po kilku latach archimandrytą. Nadawał przewagę kierunkowi unickiemu i dokonywał licznych nawróceń w całej Wileńszczyźnie. Było to misjonarstwo innego pokroju niż u Skargi. Działalność Kuncewicza była bardziej popularna, gdy tymczasem Skarga pozyskiwał wpływ wśród najwyższych warstw Rusi Litewskiej.

 Ten sławny ksiądz Skarga kończył właśnie ziemski swój żywot w r. 1612, pełen smutku, gdy Polacy opuszczali Moskwę. Nieraz już miewał najgorsze przeczucia co do przyszłości Polski, a zwłaszcza w swych "kazaniach sejmowych". Chciał silnej władzy królewskiej, lecz bez absolutyzmu; tego nie rozumiał król, a tamtego wielmożowie; w środku zaś sejm, jak na rozstajnych drogach. Skarga groził, że państwo upadnie; raz nawet przepowiedział rozbiory. Wyprorokował? Sam o sobie powiedział co następuje: "Jać objawienia osobliwego od Pana Boga nie mam, ale posłannictwo do was mam od Pana Boga".

 A jak kochał Ojczyznę! Jest po Długoszu drugim uczonym autorem polskim, na którego pismach można uczyć się miłości Ojczyzny. Doskonale też określił, gdzie źródło prawdziwe patriotyzmu i w czym patriotyczna siła: "Nie dlatego kocham Ojczyznę naszą, Polskę, że nas żywi, ale dlatego, iż jest postanowienia Bożego". Bo z woli Bożej istnieją narody, powołane do współpracownictwa w spełnianiu ideałów duchowych i moralnych. Skoro sam Bóg ustanowił nam tę Ojczyznę i kazał nam być Polakami, a więc jest to obowiązkiem religijnym Polaka, żeby był dobrym Polakiem.

 Mając tyle zajęcia przy sprawach publicznych i wydając tyle książek swego pióra, oddany był niespożyty ksiądz Skarga nadto jeszcze pracy społecznej. Zakładał "banki pobożne" i "bractwa miłosierdzia" w Krakowie, Poznaniu, w Warszawie, w Wilnie i Lublinie. Towarzyszyła mu też opinia świętości, gdy go w r. 1612 grzebano w krakowskim kościele Świętego Piotra.

 Kazanie pogrzebowe wygłosił nad trumną Skargi drugi najsławniejszy po nim kaznodzieja. Dominikanin, ks. Fabian Birkowski. W kazaniu tym znajduje się ciekawa zaiste wiadomość, "rzecz dziwna i pamięci godna". Przed śmiercią posłał ks. Skarga do Częstochowy świecę woskową, którą własnymi rękoma zrobił (lubił się zabawiać w chwilach wypoczynku). Otóż - opowiada ks. Birkowski - "w ten dzień i w ten czas, tj. 27 września (1612) po nieszpornych godzinach, ona świeca dogorzawszy zgasła, kiedy ten, który ją posłał, tu w Krakowie zgasł. Zgasła świeca słowa Bożego w pół Kościoła zapalona; umarł nie tylko słowy, ale żywotem doskonały kaznodzieja".

 Rok przed śmiercią Skargi przybył do Krakowa znany nam z Moskwy rotmistrz Demęzki. Powiodło mu się wyrwać z niewoli. Przyczłapał się aż do Krakowa przebrany za wędrownego rzemieślnika i rozglądał się, do którego by tu wstąpić klasztoru, żeby spełnić swój ślub. Jakaż niespodzianka! Dowiaduje się, że u Karmelitów Bosych jest przełożonym dawny towarzysz niewoli, O. Paweł Szymon! Oczywiście tam się udał i wstąpił do nowicjatu mając już lat 45. Wkrótce potem przeznaczono go do klasztoru w Przemyślu. Usłyszymy jeszcze o nim.

 Tego samego r. 1611, również więc na rok przed zgonem Skargi, wstępował do nowicjatu jezuickiego w Wilnie św. Andrzej Bobola, pochodzący z ziemiańskiej rodziny w Sandomierskiem. Wysłano go potem do Brunsbergi na Warmii, do najstarszego w Polsce domu jezuickiego fundacji samego Hozjusza. Uczył w tamtejszej szkole gramatyki aż do r. 1617.

 Te same lata przebył Jozafat Kuncewicz w Kijowie, pozyskując tam szacunek nawet mnichów największej twierdzy prawosławia, tzw. Ławry Peczerskiej. Stamtąd przeniósł się w r. 1617 na biskupstwo unickie do Połocka na Białorusi. Nikt nie znał tak dobrze całej Rusi, koronnej i litewskiej, jak on: od Kijowa po Połock.

 Lecz wracajmy do dalszego wątku historii politycznej. Car Michał Romanow na próżno próbował odebrać Smoleńsk, a nasz Zygmunt Waza zdecydował się wreszcie w r. 1617 - szkoda, że o siedem lat za późno - wyprawić syna do Moskwy.

 W tym miejscu dziwnie splatają się stosunki polsko-szwedzkie wobec Moskwy. Nie żył już Karol Sudermański, a nastąpił po nim jego syn Gustaw Adolf. Zygmunt III zaprotestował od razu przeciw objęciu tronu, który on uważał za swój. W odpowiedzi na to wpadł Gustaw Adolf zaraz do Inflant polskich, a nie znajdując należytego oporu, zdobył wielką część tej ważnej krainy nadmorskiej. Przestało już obowiązywać przymierze Moskwy ze Szwecją, zawarte przez cara Szujskiego. Car Michał Romanow pozostawał w wojnie z Gustawem Adolfem. Oręż szwedzki odnosił wielkie przewagi; już Nowogród Wielki był zagarnięty, już też Psków przez Szwedów oblegany... Gdyby było porozumienie pomiędzy Szwecją a Polską! Gdyby Szwedzi wojowali dalej z Moskwą, sama równoczesność działań wojennych stanowiłaby dla Moskwy istne kleszcze wojenne, z których niełatwo byłoby się wydostać. Ale skoro tylko rozeszła się wieść, że królewicz Władysław ruszy przeciw carowi Michałowi, Gustaw Adolf w tej chwili zwrócił Moskwie dobrowolnie wszystkie zdobycze i zawarł pokój, żeby mieć wolne ręce przeciw Zygmuntowi III.

 Nie można było bronić należycie Inflant przed Szwedami, skoro się urządzało równocześnie wyprawę na Moskwę. A królewiczowi szczęściło się. W szybkim pochodzie, zdobywając po drodze ważne grody, stanął w październiku 1618 r. pod Moskwą. Dopomógł królewiczowi niemało Żółkiewski tym, że zjednał mu posiłki od Kozaków. Miał u nich powagę i sympatię, bo obchodził się z nimi "po ludzku" i myślał o tym jak by ich związać stale z państwem polsko-litewskim. Kozacy zaś bywali niepewni, a do wybryków skłonni. Żółkiewski chciał ich pozyskać, ale inni siłą chcieli zmusić do posłuszeństwa i uciemiężyć. Ci wydawali przeciwko Żółkiewskiemu rozmaite pisma obelżywe, co dotykało go boleśnie, lecz nie odwiodło od przekonań, jakie uważał za słuszne.

 W Moskwie rozpoczęto układy pokojowe, bo tymczasem groziła utrata Inflant i jeszcze na dobitkę sułtan Osman wyprawił w tym samym roku całą ordę tatarską na Polskę. Może wyprawa moskiewska nie dałaby wyniku, gdyby Żółkiewski Tatarom nie stawił czoła pod Orymunem. Ostatecznie zawarto z Moskwą w grudniu 1618 r. w Dywilinie rozejm na lat 16, na warunkach dla Polski jak najkorzystniejszych. Klęska caratu była stanowcza. Moskwa odstępowała trzy rozległe ziemie: smoleńską, siewierską i czernichowską. Granice państwa polsko-litewskiego posuwały się daleko na wschód poza Dniepr. Polska doszła do największego rozszerzenia granic, które trwało do r. 1654.

 Nie dane było Polsce używać w spokoju owoców rozejmu dywilińskiego. Pokonaliśmy Moskwę, a miało się jeszcze przeciw sobie Turcję. Zaraz w roku następnym po Dywilinie wypuścił sułtan na Polskę Tatarów. Żółkiewski przedstawił sejmowi r. 1619, że według jego informacji Turcja przygotowuje się do walnej z nami rozprawy, lecz go słuchać nie chciano i zakrzyczano, że umyślnie przesadza. Po cóż miałby na próżno straszyć? Albo mu może tęskno było za nową wojną? Wojował już 44 lata. Prosił nawet króla, żeby go już zwolnił z hetmaństwa, lecz o tym król nie chciał słyszeć.

 W r. 1620 ruszyło na Polskę 80 000 Turków i Tatarów. Hetman Żółkiewski starał się wstrzymać ich w pochodzie, więc wyszedł naprzeciw nich i przeprawił się przez rzekę Dniestr. A zdołał zebrać naprędce ledwie 8000 żołnierzy, dziesiątą część tego, co miał nieprzyjaciel. Stanął jednak obozem pod Cecorą, żeby im zagrodzić drogę, w nadziei, że król zajmie się tymczasem zebraniem większego wojska. Gdyby Żółkiewski otrzymał na pomoc żołnierza z Inflant! Ale na próżno czekał na posiłki. Wojsko jego zaczęło szemrać, a gdy stracono wszelką nadzieję pomocy, trzeba było rozpocząć odwrót. Hetman utworzył wielki tabor, czyli ruchomą warownię z wozów i cofał się z wolna ku Dniestrowi, opędzając się na wszystkie strony podjazdom tureckim i tatarskim. Już blisko byli granicy, gdy niecierpliwość i niekarność wojska popsuła hetmanowi szyki i Turcy tabor rozbili. Dniestr był opodal i niektóre hufce pędziły samopas ku rzece, ażeby jak najprędzej znaleźć się na polskim brzegu.

 Stary hetman nie stracił na chwilę poczucia, co winien honorowi; wolał zginąć, niż uciekać. Dobywszy pałasza, sam ruszył ku przednim szeregom, żeby je na nowo uszykować. O zwycięstwie nie było co myśleć; znalazło się jednak dosyć rycerstwa, które porwane przykładem sędziwego wodza, otoczyło go. Działo się tu coś podobnego, jak z królem Władysławem III pod Warną. Garstka najdzielniejszych rzedła coraz bardziej wobec straszliwej przewagi nieprzyjaciela. Wkrótce było ich żywych tylko kilkudziesięciu, niebawem tylko kilkunastu, a w końcu zaledwie kilku, a wśród nich dwaj synowie hetmańscy.

 Tych kilku ostatnich bohaterów poczęło błagać hetmana, ażeby ocalił swe życie, żeby dosiadł konia i uciekał ku granicy. Oni zaś tymczasem mieli na chwilkę zająć jeszcze Turków swymi szablami, a zanimby polegli, hetman mógłby może być bezpieczny. Odrzucił jednakże te rady Żółkiewski. Gdy mu podano konia, przebił go szablą, a do grona swych towarzyszów zwrócił się tymi słowami: "Miło mi przy was umrzeć. Niech Bóg nade mną wyrok kończy". Wtem został raniony i z trudem tylko mógł kroczyć. Nowe błagania i zaklęcia, żeby jeszcze próbował ucieczki, ale on odrzuca je znowu. Wtenczas obaj synowie stoją przy nim z dobytymi pałaszami, a on oparty na ich ramionach idzie dalej na szeregi tureckie, szukając zaszczytnej śmierci. Nie potrzebował długo na nią czekać. Miał ramię odrąbane i rozciętą głowę. Jeden syn poległ wraz z ojcem, drugi dostał się do niewoli.

 Tak zmarł jeden z największych mężów naszych dziejów, wielki wódz, a przy tym wielki zarazem człowiek, bo to był charakter czysty, jak łza. Nie wszyscy współcześni poznali się na nim i wiele musiał znosić przykrości, ale historia zapisuje jego imię wśród takich, przed którymi korzą się pokolenia. Ciało jego sprowadzono następnie do założonego przezeń na Rusi Czerwonej grodu Żółkwi i pochowano w tamtejszym kościele parafialnym, a na grobowcu wyryto napis po łacinie: Exoriare nostris ex ossibus ultor, co po polsku znaczy: Oby z kości naszych powstał mściciel! I rzeczywiście znalazł się taki mściciel w rodzie Żółkiewskiego, jak o tym później rzecz będzie.

 Został po Żółkiewskim pierścień z ciekawym napisem: mancypium Mariae, tj. służka Marii. Miał szczególne nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny i do św. patronów polskich. W jednej z bitw z Tatarami (nad Udyczem) dał wojsku hasło - Bogarodzica, a w bitwie pod Smoleńskiem, św. Kazimierz. Kiedy mu gratulowano wielkiego zwycięstwa pod Kłuszynem, odparł: "moje zasługi w tym bardzo małe. Mdłymi ramiony tak wielkiego ciężaru niepodobna podźwignąć. Cudownej, miłościwej łasce Bożej wszystko ma być poczytane". Miewał zawsze żołnierzy mniej (i to znacznie mniej), niż nieprzyjaciel. Mawiał wtedy do żołnierzy: "o mocy nieprzyjacielskiej też wiemy, ale mocniejszy na niebie Bóg".

 Pozostało też po nim niemało dzieł miłosierdzia, w czym podobny był do Skargi. W założonym przez siebie mieście Żółkwi ufundował szpital, kościół kolegiacki i szkołę przy nim. Był dobrodziejem Dominikanów we Lwowie, a Jezuitom wystawił dom daleko na Ukrainie, w Barze. Ustanawiał również fundacje dla unitów: wspierał Bazylianów w Żółkwi i wystawił tam cerkiew unicką i drugą w Krechowie.

 Godny jest pamięci ludzkiej testament świętego hetmana, w którym zwraca się do syna w te słowa: "Wiarę świętą chrześcijańską, powszechną mocno i statecznie trzymaj. Dla niej krwi rozlać i żywota położyć nie żałuj. Odpłata u Pana Boga za to, kto dobrą chęcią, dobrym sercem służy Rzeczypospolitej. Młodsze lata naukami poleruj. Z nauki pomoc do godności, do służby Rzeczypospolitej i do uczciwego życia mieć będziesz. Rycerskie ćwiczenie jest najprzystojniejsze szlachectwu. Próżnowania się strzeż jak powietrza. I poganie rozumieli, że śmierć dla ojczyzny jest słodka, nuż jeszcze dla wiary świętej trafi się okazja położyć żywot - i u ludzi sławna i u Boga odpłatna".

 Tymczasem w Polsce bitwa cecorska miała swój ciąg dalszy. Tragiczny zgon hetmański przejął grozą cały naród. Następnego roku zebrano 66 tysięcy wojska z Polski i z Litwy pod hetmanem wielkim litewskim Janem Karolem Chodkiewiczem. Założono znów warowny obóz za Dniestrem pod Chocimiem i wytrzymano tam chwalebnie oblężenie przez armię turecką, liczącą aż trzysta tysięcy. Zawisło jednak jakieś fatum nad wodzami tej wojny: Chodkiewicz umarł w obozie chocimskim. Dowództwo objął po nim hetman polny koronny, Stanisław Lubomirski, a nie dawszy się Turkom, zmusił ich do zawarcia zaszczytnego rozejmu.


Feliks Koneczny - "Święci w dziejach Narodu Polskiego" str. 355-368