R O Z D Z IA Ł SZÓSTY.
Próżne zarzuty przeciw nieomylności papieskiej. — Szczęśliwe wyniki orzeczenia.
Chociaż rozpocząłem zawód mój kapłański, jak to widzą moi przyjaciele i liczni uczniowie z lat 1846 - 1852, od nauczania zasad powyżej wyłożonych, i nie przestałem odtąd wyznawać ich publicznie i prywatnie,—nie jestem wcale z tych, którzy dziwią się gorącym sporom, wywołanym przez owe zasady tak przed soborem, jak i po nim. Nie zaliczam się nawet do tych, którzy nad tymi sporami ubolewali.
Cóżby powiedzieli nieprzyjaciele Kościoła, gdyby zagadnienia takiej wagi, sięgające głębin Chrystjanizmu, kwestje tak palące, mogły być rozstrzygane bez wzruszenia i sporu? Rzekliby, że zabrakło mu swobody i dzielności umysłowej. Kiedy przeciwnie gorącość rozpraw przed wyrokiem, w połączeniu z jednozgodnem temuż poddaniu się, skoro został ogłoszony, jest jednym ze wspaniałych widowisk tego wieku i nowym dowodem piękności i boskości Kościoła.
Drugim dowodem jest doniosłość tego wyroku Watykańskiego samego w sobie, oraz jego zastosowanie do potrzeb czasu i tych niebezpieczeństw , jakie zagrażają duszom i społeczeństwom. Wstrząśnienia, którym podlega obecnie Europa, wykażą wkrótce całą dowodu tego wagę.
Kościół podobny jest do owych natchnionych starców, o których mówi Homer, że tchną boską ku ludziom litością, ale prawie zawsze są przez współczesnych zapoznani i wyszydzani: ponieważ myśl ich, będąca wynikiem wyższej mądrości, widzi zdarzenia, ukryte jeszcze przed wszelkim innym wzrokiem.
Wykażemy to, przebiegając pokrótce zarzuty, jakie się wówczas zewsząd podnosiły.
I.
Mówiono tedy, a niektórzy i dzisiaj jeszcze mówią: „ Papież jest przecie człowiekiem tylko: jakże może być nieomylnym? Nigdy nie zgodzę się na to, ażeby człowiek nie mógł omylić się, ani drugich w błąd wprowadzić I dlaczegóżby nie, jeżeli się podobało Bogu uczynić ten cud dla zachowania prawdy na ziemi.
Przecież kapłan, to także tylko człowiek! Czyż dlatego nie wierzycie w boską moc słów rozgrzeszenia w ustach jego? Czyż nie wierzycie w boską moc słów konsekracji? Ależ poświęcać Ciało i Krew Chrystusa, sprawiać, że On zstępuje żyjący na ołtarze, czyż to nie jest potęga większa, cudowniejsza, aniżeli nauczanie nieomylne prawdy? Jeżeli chcecie zaprzeczać, to już trzeba przeczyć każdej z tych łask, wszystkim tym cudom stanowiącym podstawę i samą istotę Kościoła. Ale przyjmować jedne a odrzucać drugie, przyznawać najpokorniejszemu z kapłanów nieomylne i wszechmocne słowa konsekracji i absolucji, a odmawiać Papieżowi wszechmocności i nieomylności słów orzeczenia dogmatycznego, — to dzieciństwo!
Zauważcie zresztą, że jeżeli Papież nie jest nieomylnym, w takim razie jest pozbawionym pomocy Bożej w nauczaniu prawdy, stoi więc niżej, jako Papież od najmniejszego z organów Bożych w Kościele. Jako Papież stoi niżej od kapłana, niżej od biskupa. Wszystkie stopnie hierarchji miałyby pomoc boską, z wyjątkiem stopnia najwyższego.
Kapłan, spełniając obowiązki swego stanu , ma pomoc Boga. Biskup, spełniając obowiązki swojego stanu, mają również. Miałżeby jeden Papież przy spełnianiu obowiązków pontyfikatu być tej pomocy pozbawionym! To niedorzeczne.
Albo cały Kościół, od podstaw aż do szczytu, jest budową Boską, albo też cały jest budową ludzką. Środka tu niema. Potrzeba wybrać.
Zauważcie zresztą, że jeżeli Papież nie jest nieomylnym, w takim razie jest pozbawionym pomocy Bożej w nauczaniu prawdy, stoi więc niżej, jako Papież od najmniejszego z organów Bożych w Kościele. Jako Papież stoi niżej od kapłana, niżej od biskupa. Wszystkie stopnie hierarchji miałyby pomoc boską, z wyjątkiem stopnia najwyższego.
Kapłan, spełniając obowiązki swego stanu , ma pomoc Boga. Biskup, spełniając obowiązki swojego stanu, mają również. Miałżeby jeden Papież przy spełnianiu obowiązków pontyfikatu być tej pomocy pozbawionym! To niedorzeczne.
Albo cały Kościół, od podstaw aż do szczytu, jest budową Boską, albo też cały jest budową ludzką. Środka tu niema. Potrzeba wybrać.
II.
Mówią jeszcze: Nietylko, że Papież jest człowiekiem, ale jest i grzesznikiem . Może to być taki Borgia. Jak przypuścić, żeby z ust podobnego człowieka, mogła wychodzić nieskończona prawda.
Zapewne, Papież jest grzesznikiem. Ale grzesznikiem jest również kapłan i biskup. A przecież cudowne ich powołanie nie doznaje przez to szwanku.
Od wieków to już czternastu datuje się ten zarzut. Tysiąc czterysta lat temu, podniósł się w Kościele spór ogromny. Utrzymywano, że ażeby ważnemi były chrzest, rozgrzeszenie, konsekracja, trzeba iżby kapłan znajdował się w stanie łaski. Utrzymywano, że jeśli serce kapłan a zmazane jest grzechem, nie może on być narzędziem nieskończonej świętości. Ale Kościół potępił tę naukę, a w raz z nim potępia ją zdrowy rozsądek, gdyż byłoby to zgubą kapłaństwa, religji, — zgubu całkowitą i bez ratunku. Gdzież bo w takim razie byłaby pewność, spokój duszy i sumienia? Jak że mogę wiedzieć, czy w stanie łaski był ksiądz, którym nie ochrzcił? Nie znam go nawet. A rozgrzeszenie po spowiedzi, a Msza, której słucham! Któż mi zaręczy, że ksiądz, co mię rozgrzesza, sam jest święty? Bóg chciał wybrać ułomne narzędzia, do zsyłania przez nie duszom miłości i światła. Było to w jego planie i trudno pomyśleć plan nad ten piękniejszy. Narzędzia te on sam urabia, oczyszcza; nie zaniedbuje niczego, co może uczynić je godniejszemi spełniania boskiego posłannictwa, które im powierza. Ale pozostawia im wolną wolę. Działanie jego osobiste, boskie, nie zależy od ich świętości albo niegodności. Jak słońce przenika promieniami swymi lśniący kryształ, a także brudne i zapylone szkło: tak promienie nieskończonej prawdy i świętości przechodzą zarówno przez serca czyste jak i występne; przechodzą, ażeby dojść do dusz, a niegodność narzędzi nie może im stanąć na przeszkodzie. To samo prawo rządzi na najwyższym szczeblu hierarchji, co i na wszystkich niższych, i ono to właśnie świadczy jasno, o nadprzyrodzonym Papiestwa początku i władzy.
Niedawno byłem na żałobnem nabożeństwie, za duszę ś. p. Papieża Piusa IX. Słyszę jeszcze jęki Kościoła; brzmią mi w uszach jego uroczyste błagania, które zanosi do Boga przy każdym zmarłym, a które tu ponawia pięciokrotnie. I uważmy, w jakich słowach: Absolve, Domine, animam famuli tui Pii. Przebacz, Panie, duszy sługi twojego, Piusa. Niema już tu ani tjary, ani korony papieskiej; jest tylko wierny sługa Boży. A dalej: Non intres in judicium cum servo tuo, Domine, quia nullus apud te justificabitur homo, nisi per te omnium peccatorum ei tribuatur remissio. Nie wchodź w sąd ze sługą twoim, Panie, albowiem nie usprawiedliwi się przed oblicznością Twoją żaden żyjący, jeżeli nie odpuścisz mu grzechów jego.
A oto pobudki, dla których mają mu być odpuszczone jego winy: „Pomnij Panie, że on zawsze wierzył w ciebie i w tobie nadzieję pokładał, ut quia in te speravit et credidit; że zawsze miał prawdziwą wiarę, ut sicut hic eum vera fides jungit fidelium turmis". Kościół śpiewa to nad grobem Najwyższych swych nieomylnych Kapłanów, ażeby umysły nasze nie dały się obałamucić sofizmatami. Jako Papież, jako najwyższy chrześcijan nauczyciel, jest Najwyższy Kapłan rzymski nieomylnym; ale jako człowiek, w życiu prywatnem, może nawet wiarę utracić. Może, jak każdy z nas zasłużyć na potępienie.
Dlatego to owo ostatnie wezwanie, powtarzane pięciokrotnie na grobie Najwyższego Kapłana: »Erue animam ejus a porta inferi. Wyrwij duszę jego z mocy piekielnej“. „Requiescat in pace. Niech odpoczywa w pokoju“.
Co za wzniosła równość wszystkich w obliczu śmierci. Jaki boski we wszystkich umiar Kościoła! Korzy się on u stóp Papieża, ale nie zapomina nigdy, że ten jest człowiekiem, i że pod tjarą jest dusza wolna, która może się zbawić albo też potępić, że jest to chrześcijanin, mogący jak każdy inny zachwiać się w cnocie, utracić miłość, pokorę, nawet wiarę, a który będzie miał do zdania rachunek tem straszniejszy, im wyższą była jego godność.
Powiadają: „Nieomylny, to tosamo, co niemogący zgrzeszyć". Cóż znowu! Kościół głosząc, że Papież nie może się omylić, nie utrzymuje wcale, iżby nie mógł wpaść w grzechy.
Niedawno byłem na żałobnem nabożeństwie, za duszę ś. p. Papieża Piusa IX. Słyszę jeszcze jęki Kościoła; brzmią mi w uszach jego uroczyste błagania, które zanosi do Boga przy każdym zmarłym, a które tu ponawia pięciokrotnie. I uważmy, w jakich słowach: Absolve, Domine, animam famuli tui Pii. Przebacz, Panie, duszy sługi twojego, Piusa. Niema już tu ani tjary, ani korony papieskiej; jest tylko wierny sługa Boży. A dalej: Non intres in judicium cum servo tuo, Domine, quia nullus apud te justificabitur homo, nisi per te omnium peccatorum ei tribuatur remissio. Nie wchodź w sąd ze sługą twoim, Panie, albowiem nie usprawiedliwi się przed oblicznością Twoją żaden żyjący, jeżeli nie odpuścisz mu grzechów jego.
A oto pobudki, dla których mają mu być odpuszczone jego winy: „Pomnij Panie, że on zawsze wierzył w ciebie i w tobie nadzieję pokładał, ut quia in te speravit et credidit; że zawsze miał prawdziwą wiarę, ut sicut hic eum vera fides jungit fidelium turmis". Kościół śpiewa to nad grobem Najwyższych swych nieomylnych Kapłanów, ażeby umysły nasze nie dały się obałamucić sofizmatami. Jako Papież, jako najwyższy chrześcijan nauczyciel, jest Najwyższy Kapłan rzymski nieomylnym; ale jako człowiek, w życiu prywatnem, może nawet wiarę utracić. Może, jak każdy z nas zasłużyć na potępienie.
Dlatego to owo ostatnie wezwanie, powtarzane pięciokrotnie na grobie Najwyższego Kapłana: »Erue animam ejus a porta inferi. Wyrwij duszę jego z mocy piekielnej“. „Requiescat in pace. Niech odpoczywa w pokoju“.
Co za wzniosła równość wszystkich w obliczu śmierci. Jaki boski we wszystkich umiar Kościoła! Korzy się on u stóp Papieża, ale nie zapomina nigdy, że ten jest człowiekiem, i że pod tjarą jest dusza wolna, która może się zbawić albo też potępić, że jest to chrześcijanin, mogący jak każdy inny zachwiać się w cnocie, utracić miłość, pokorę, nawet wiarę, a który będzie miał do zdania rachunek tem straszniejszy, im wyższą była jego godność.
III.
Powiecie może: „Dobrze, ale cóżby było, gdyby Papież poszedł w jedną stronę, a Kościół w drugą?"
A gdyby u człowieka w innym kierunku chciała iść głowa, a w innym nogi? Niemożliwe, ożywia je przecież jedna dusza.
Tak samo ma się rzecz z Kościołem i Papieżem. Ożywia ich duch jeden, którym jest Duch święty.
Przypuszczenie to zatem nie tylko, że jest niedorzecznem, nie tylko świadczy o zupełnej nieznajomości ustroju Kościoła u tych, którzy je czynią, ale jest nadto przeciwnem wierze. Kardynał Manning mówi w tym przedmiocie: „Rzeczą wiary jest, że głowa Kościoła nie może nigdy być oddzieloną od Kościoła nauczającego, ani od Kościoła słuchającego, to jest ani od biskupów, ani od wiernych. Przypuszczać możebność tego, byłoby jednoznacznem z zaprzeczaniem działania Ducha świętego w Kościele: działania, mocą którego ciało mistyczne jest ściśle połączone we wszystkich swoich częściach, głowa z ciałem, ciało z głową i ze wszystkimi członkami. Byłoby to odłączeniem Jezusa, czyli niweczeniem doskonałej symetrji budowy, nazwanej przez Apostoła ciałem Chrystusa, o której mówi św. Augustyn, że tak samo, jak głowa z ciałem stanowią jednego całkowitego człowieka, tak samo Chrystus z Kościołem stanowią jedność doskonałą. Na tej jedności spoczywają wszystkie właściwości i przywileje Kościoła: niespożytość, jedność, nieomylność. Kościół tak samo nie może być oddzielonym od swojej głowy widzialnej, jak i od głowy niewidzialnej “.
Jeżeli zatem przeczycie boskości Kościoła, jeżeli uważacie go li tylko za instytucję ludzką, bardzo uzasadnionem może być wasze przypuszczenie, że Papież i Kościół mogą kroczyć innemi drogami. Mniemacie, że Kościół jest czysto ludzki a więc znikomy, nic więc dziwnego, że przypuszczacie w nim rozdział, źródło śmierci. Ale jeżeli jesteście katolikami, jeżeli wierzycie, że Duch święty ożywia Kościół i kieruje nim zawsze — nie czyńcie przypuszczeń będących zniewagą mądrości i wszechpotęgi Boga.
Przypuszczenie niedorzeczne. Coby się stało z wozem, ktoregoby jedno koło szło w jedną, a drugie w drugą stronę? Odpowiecie mi: „To niemożebne; przecież te koła obracają się na wspólnej osi".
A gdyby u człowieka w innym kierunku chciała iść głowa, a w innym nogi? Niemożliwe, ożywia je przecież jedna dusza.
Tak samo ma się rzecz z Kościołem i Papieżem. Ożywia ich duch jeden, którym jest Duch święty.
Przypuszczenie to zatem nie tylko, że jest niedorzecznem, nie tylko świadczy o zupełnej nieznajomości ustroju Kościoła u tych, którzy je czynią, ale jest nadto przeciwnem wierze. Kardynał Manning mówi w tym przedmiocie: „Rzeczą wiary jest, że głowa Kościoła nie może nigdy być oddzieloną od Kościoła nauczającego, ani od Kościoła słuchającego, to jest ani od biskupów, ani od wiernych. Przypuszczać możebność tego, byłoby jednoznacznem z zaprzeczaniem działania Ducha świętego w Kościele: działania, mocą którego ciało mistyczne jest ściśle połączone we wszystkich swoich częściach, głowa z ciałem, ciało z głową i ze wszystkimi członkami. Byłoby to odłączeniem Jezusa, czyli niweczeniem doskonałej symetrji budowy, nazwanej przez Apostoła ciałem Chrystusa, o której mówi św. Augustyn, że tak samo, jak głowa z ciałem stanowią jednego całkowitego człowieka, tak samo Chrystus z Kościołem stanowią jedność doskonałą. Na tej jedności spoczywają wszystkie właściwości i przywileje Kościoła: niespożytość, jedność, nieomylność. Kościół tak samo nie może być oddzielonym od swojej głowy widzialnej, jak i od głowy niewidzialnej “.
Jeżeli zatem przeczycie boskości Kościoła, jeżeli uważacie go li tylko za instytucję ludzką, bardzo uzasadnionem może być wasze przypuszczenie, że Papież i Kościół mogą kroczyć innemi drogami. Mniemacie, że Kościół jest czysto ludzki a więc znikomy, nic więc dziwnego, że przypuszczacie w nim rozdział, źródło śmierci. Ale jeżeli jesteście katolikami, jeżeli wierzycie, że Duch święty ożywia Kościół i kieruje nim zawsze — nie czyńcie przypuszczeń będących zniewagą mądrości i wszechpotęgi Boga.
IV.
Na to odpowiem: sąd o tem nie do nas należy. Czyliż każdy biskup, każdy kapłan, każdy wierny, zanim uwierzy słowom Ojca świętego, ma się wprzód upewniać, czy tenże dostatecznie rzecz zbadał, dostatecznej liczby rad zasięgnął, dostatecznie zabezpieczył się od omyłek? Wszak byłoby to wprowadzeniem do Kościoła, wolnego badania protestantyzmu.
Przytem niedokładne utworzyliście sobie pojęcie nieomylności. Bierzcie rzecz tę po ludzku. W waszem przekonaniu Papież jest nieomylnym, ponieważ zgłębiał, zasięgał rad, dowiadywał się u biskupów, jak wierzą ich Kościoły, sprawdził ich jednomyślność, bo niepodobna jest, iżby wszystkie Kościoły, wszystkie podania, wszyscy biskupi, skoro wierzą jednozgodnie, mogli być w błędzie. To nieomylność ludzka — nieomylność płynąca z powszechnej zgody.
Jest to w związku z waszem pojęciem o Kościele, jako o wielkiem zgromadzeniu z przewodniczącym na czele, które naucza i uchwala większością głosów.
Ale to nie to. Nieomylność jest czemś głębszem i bardziej tajemniczem. Jest to łaska nadprzyrodzona, dana przez Zbawiciela Najwyższemu Kapłanowi, mocą której nie może omylić się, skoro nauczając ex cathedra jako najwyższy Nauczyciel Kościoła, nakazuje temuż Kościołowi przyjąć jako artykuł wiary, że ta lub owa prawda w jego nauce, należy do objawienia Chrystusowego. Mało tu znaczą zgłębiania, badania, uczoność doradców, geniusz Papieża. Wszystkiem jest pomoc Ducha świętego, który nie dozwoli Papieżowi zbłądzić, chyba żeby chciał zagłady Kościoła, a to jest niemożebnem, utworzył go bowiem na wieki. Symbolem nieomylności Papieża jest święty Grzegorz Wielki z gołąbkiem, który mu szepcze do ucha.
Widzimy, jakiego rodzaju są te wszystkie zarzuty. Powstają z fałszywego punktu widzenia, z utożsamiania boskiego ustroju Kościoła nadanego mu przez Chrystusa, z ustrojem parlamentarnych monarchji ziemskich. Źródłem światła tych monarchij jest geniusz ludzki, naturalną jest więc rzeczą, iż potrzebują one mądrości wszystkich, licznych zgromadzeń i głębokich rozpraw. Źródłem światła w Kościele jest nieomylność. czyli Duch święty. Cóż wobec tego znaczy jeden człowiek, czy pięciuset? Jeżeli przypuszczacie, że pięciuset znaczy więcej niż jeden, podajecie temsamem w wątpliwość nieomylność samą.
Zarzucają ludzie: „A jeżeli Papież będzie nazbyt ryzykowny, jeżeli zacznie orzekać na oślep, według własnego widzimisię, bez badań i zasięgania rady?"
Na to odpowiem: sąd o tem nie do nas należy. Czyliż każdy biskup, każdy kapłan, każdy wierny, zanim uwierzy słowom Ojca świętego, ma się wprzód upewniać, czy tenże dostatecznie rzecz zbadał, dostatecznej liczby rad zasięgnął, dostatecznie zabezpieczył się od omyłek? Wszak byłoby to wprowadzeniem do Kościoła, wolnego badania protestantyzmu.
Przytem niedokładne utworzyliście sobie pojęcie nieomylności. Bierzcie rzecz tę po ludzku. W waszem przekonaniu Papież jest nieomylnym, ponieważ zgłębiał, zasięgał rad, dowiadywał się u biskupów, jak wierzą ich Kościoły, sprawdził ich jednomyślność, bo niepodobna jest, iżby wszystkie Kościoły, wszystkie podania, wszyscy biskupi, skoro wierzą jednozgodnie, mogli być w błędzie. To nieomylność ludzka — nieomylność płynąca z powszechnej zgody.
Jest to w związku z waszem pojęciem o Kościele, jako o wielkiem zgromadzeniu z przewodniczącym na czele, które naucza i uchwala większością głosów.
Ale to nie to. Nieomylność jest czemś głębszem i bardziej tajemniczem. Jest to łaska nadprzyrodzona, dana przez Zbawiciela Najwyższemu Kapłanowi, mocą której nie może omylić się, skoro nauczając ex cathedra jako najwyższy Nauczyciel Kościoła, nakazuje temuż Kościołowi przyjąć jako artykuł wiary, że ta lub owa prawda w jego nauce, należy do objawienia Chrystusowego. Mało tu znaczą zgłębiania, badania, uczoność doradców, geniusz Papieża. Wszystkiem jest pomoc Ducha świętego, który nie dozwoli Papieżowi zbłądzić, chyba żeby chciał zagłady Kościoła, a to jest niemożebnem, utworzył go bowiem na wieki. Symbolem nieomylności Papieża jest święty Grzegorz Wielki z gołąbkiem, który mu szepcze do ucha.
Widzimy, jakiego rodzaju są te wszystkie zarzuty. Powstają z fałszywego punktu widzenia, z utożsamiania boskiego ustroju Kościoła nadanego mu przez Chrystusa, z ustrojem parlamentarnych monarchji ziemskich. Źródłem światła tych monarchij jest geniusz ludzki, naturalną jest więc rzeczą, iż potrzebują one mądrości wszystkich, licznych zgromadzeń i głębokich rozpraw. Źródłem światła w Kościele jest nieomylność. czyli Duch święty. Cóż wobec tego znaczy jeden człowiek, czy pięciuset? Jeżeli przypuszczacie, że pięciuset znaczy więcej niż jeden, podajecie temsamem w wątpliwość nieomylność samą.
V.
Zjazd biskupów niemieckich w Fuldzie (maj 1871 r.), zjazd biskupów szwajcarskich (czerwiec 1871 r.), mnóstwo biskupów i arcybiskupów w poszczególnych odezwach do swoich owieczek, mówią to samo w tej materji. Pius IX ciągle ich pochwala i błogosławi im. Pisze mianowicie do biskupów szwajcarskich: „Sobór Watykański nie nadał żadnego nowego prawa Najwyższemu Kapłanowi rzymskiemu; jego orzeczenie jest prostem wytłómaczeniem bardzo starego dogmatu, pozostawiając rzeczy tak, jak były pierwotnie. Dogmat ten, ograniczający się do nauki o wierze i obyczajach, nie wprowadza nic nowego do stosunków Głowy Kościoła z Kościołem nauczającym, ani do stosunków Kościoła z władzą polityczną. Zła wiara tylko albo głupota mogą wmawiać, że przyniósł on uszczerbek prawom władzy świeckiej".
Pod zbawczem wrażeniem tych słów, płynących z góry, uspokoiły się umysły. W sprzeciwieństwie do soboru Trydenckiego, którego ogłoszenie kanoniczne, tak wiele napotkało trudności, sobór Watykański został ogłoszony bez przeszkody we Francji, Hiszpanji, Portugalji, Włoszech, Austrji — wszędzie. Prawda, że później Bismark rozpoczął kulturkampf (1871), Rzeczpospolita zaś francuska wypędziła zakony i sekularyzowała szkoły (1880). Ale wiadomo jest wszystkim, że orzeczenie nieomylności papieskiej wcale się do tego nie przyczyniło. Jest to tylko wynik przesilenia religijnego, jakie Europa obecnie przebywa.
Powiadają jeszcze: „Taka uchwała, dając Papieżowi w ręce władzę nieograniczoną, może z natury rzeczy zaniepokoić królów, cesarzy, nawet rzeczypospolite i zamącić zgodne stosunki Kościoła i Państwa. Za najlepszy dowód czczości owych postrachów niech służy to, że nie zlękli się ich ani Napoleon III, ani Bismark, a rozwiał je ostatecznie Pius IX , który zaraz po wyroku Soboru, przyjmując 20 lipca akademię katolicką, tak się odezwał: „Zgubny to błąd przedstawiać nieomylność, jako zawierającą w sobie prawo zrzucania z tronu panujących i rozwiązywania ludów z przysięgi wierności. Rzeczywiście, Papieże prawa tego używali niekiedy w ostateczności, ale niema ono zupełnie nic wspólnego z nieomylnością Papieża. Był to wynik prawa publicznego obowiązującego naówczas i wynik przyzwolenia narodów, uznających w Papieżu najwyższego sędziego chrześcijaństwa i poddających się jego wyrokom nawet w rzeczach świeckich. Obecne warunki są zupełnie inne. Zła wiara tylko może mieszać ze sobą tak różne materje i tak odmienne epoki, w rzeczywistości bowiem wyrok nieomylny, orzekający jakąś prawdę objawioną nie ma nic wspólnego z prawem, którego Papieże, skłonieni życzeniem narodów, musieli używać dla dobra ogółu. Podobne twierdzenia, to tylko środek podburzania przeciwko Kościołowi “.
Zjazd biskupów niemieckich w Fuldzie (maj 1871 r.), zjazd biskupów szwajcarskich (czerwiec 1871 r.), mnóstwo biskupów i arcybiskupów w poszczególnych odezwach do swoich owieczek, mówią to samo w tej materji. Pius IX ciągle ich pochwala i błogosławi im. Pisze mianowicie do biskupów szwajcarskich: „Sobór Watykański nie nadał żadnego nowego prawa Najwyższemu Kapłanowi rzymskiemu; jego orzeczenie jest prostem wytłómaczeniem bardzo starego dogmatu, pozostawiając rzeczy tak, jak były pierwotnie. Dogmat ten, ograniczający się do nauki o wierze i obyczajach, nie wprowadza nic nowego do stosunków Głowy Kościoła z Kościołem nauczającym, ani do stosunków Kościoła z władzą polityczną. Zła wiara tylko albo głupota mogą wmawiać, że przyniósł on uszczerbek prawom władzy świeckiej".
Pod zbawczem wrażeniem tych słów, płynących z góry, uspokoiły się umysły. W sprzeciwieństwie do soboru Trydenckiego, którego ogłoszenie kanoniczne, tak wiele napotkało trudności, sobór Watykański został ogłoszony bez przeszkody we Francji, Hiszpanji, Portugalji, Włoszech, Austrji — wszędzie. Prawda, że później Bismark rozpoczął kulturkampf (1871), Rzeczpospolita zaś francuska wypędziła zakony i sekularyzowała szkoły (1880). Ale wiadomo jest wszystkim, że orzeczenie nieomylności papieskiej wcale się do tego nie przyczyniło. Jest to tylko wynik przesilenia religijnego, jakie Europa obecnie przebywa.
VI.
Błędem i to grubym jest mniemanie, jakoby Kościół obywał się dotychczas bez nieomylności Papieża. Chociaż nieogłoszona jako dogmat, nieomylność istniała; żyła ona, działała, przemawiała przez te wszystkie wieki swobodnie, bez przeszkód żadnych. A jeżeli pomyślano o dogmatycznem jej określeniu w ostatnich dopiero czasach, to dlatego, że ludzie zaczęli podawać ją w wątpliwość. Gdybyśmy nie mieli byli soboru Bazyljańskiego, ani Konstancjeńskiego, ani galikanizmu, ani jansenizmu, wyrok ten opóźniłby się może o całe jeszcze wieki. Ale Urban VIII, Inocenty X, Benedykt XIII, a nawet Benedykt XIV nie mieli już tej swobody działania, jak ą mieli Inocenty I, Leon św., papież Gelazjusz, święty Grzegorz Wielki. Fałszywa wiedza przyćmiła ich nieomylne nauczanie wątpliwościami, mącącemi wiarę chrześcijan. Trzeba było, ażeby promień światła przeniknął owe wątpliwości i przywrócił boską świetność temu, co tak nieszczęśliwie zostało zaćmione. Z tego względu wyrok dogmatyczny był nie tylko stosownym, ale i niezbędnym .
Próżna obawa, że może on odstręczyć tych, którzy by pragnęli przyłączyć się do Kościoła. Władza absolutna naszego Kościoła, przestraszająca niektóre dusze, przyciąga inne. Nieomylność papieska to przeciwieństwo wolnego badania. Im więcej gorzkich owoców swojej zasady będzie zbierał protestantyzm, im głębszą będzie w duszach otchłań niepewności z każdym dniem boleśniejsza, — tem więcej wejrzeń kieruje się ku Kościołowi katolickiemu, a nieomylność właśnie będzie najwyższym jego urokiem. Tam przynajmniej widzi się jasno; tam ma się spokój ducha; tam, wśród wątpliwości i niepokojów życia, ma się punkt oparcia stały, niewzruszony, gdzie dusza doznaje wytchnienia i ukojenia. Czuje się to w zachowaniu się nawróconych w Anglji i w Ameryce. Nikt bardziej od nich nie obstaje przy nieomylności Papieża; podobni do rozbitków, którzy po długiem błąkaniu się w ciemnościach, wśród fal zdradliwych, witają z uniesieniem latarnię morską, błyszczącą na brzegu, nie skarżąc się w cale, że światło jej jest za silne.
Zresztą, gdyby nawet orzeczenie nieomylności stanowiło dla protestantów i ludzi niewierzących nie powód, ale pretekst do deklamacji, cóż to znaczy, jeżeli wobec ogólnego stanu Kościoła, orzeczenie to było na dobie i niezbędne. Przyznaję, że nie rozumiem owego przesądzania, czy chwila była odpowiednią. Bo i któż może wyrokować w tej kwestji? Gdyby chodziło o przeszłość, możnaby oprzeć się na historji; gdy by o te raźniejszość — jeden Papież, ogarniający wzrokiem całość, ogół biskupów, rozsianych po całym świecie, mógłby może mieć o tem jakieś zdanie. Mówię: może; bo cóż to jest teraźniejszość? W każdym razie nie może w tej kwestji wyrokować żadna jednostka, czy to biskup, czy wierny. Widzi on zbyt małą cząsteczkę kuli ziemskiej; ma o całości pojęcie zbyt nieujęte.
Ale nie chodzi tu o teraźniejszość: chodzi o przyszłość. Dogmat nieomylności papieskiej to gwiazda, powołana do oświecania przyszłości. A któż zna przyszłość? Któż może wiedzieć, co przyniesie jutro, jakie wydarzenia straszne a bolesne mogą wymagać od Kościoła władzy absolutnej, niezaprzeczalnej? Kto powie, ile wolność prasy rozpowszechniana w społeczeństwach nowożytnych, spraw i zamieszania w umysłach i ilu będzie wymagała odpowiedzi niezwłocznych, rozstrzygających, Jasnych i niezaprzeczalnych? Jak obliczyć, jakiego wzrostu władzy duchownej wymagać będzie sam zanik władzy doczesnej? Fryderyk II pisał: „Usuńcie władzę doczesną, a każdy biskup stanie się patryarchą i jedność Kościoła w proch się rozsypie“. Jeżeli to prawda, czyż nie jest jasnem, że Patryarcha nad patryarchami powinien być opromieniony aureolą, do której żaden inny nie będzie mógł rościć pretensji? Powtarzam, nie znamy przyszłości, jakże zatem możemy wydawać sądy o tem, czy ogłoszenie niemylności było albo nie było na dobie?
Co do mnie, za podniesieniem tej kwestji czekałem w skupieniu ducha, mówiąc sobie: „Duch święty może jedynie o tem wyrokować. Jeżeli sobór Watykański orzecze nieomylność, to, ponieważ Duch ożywiający go czyni wszystko w zastosowaniu do pory i potrzeby, będziemy wiedzieli, że przyszłość brzemienna jest burzami, kiedy ów Duch każe nam zabezpieczać się od takowych.
Rozpatrzmy z kolei zarzuty głoszące, że wyrok nieomylności wydano nie w porę. Zarzuty te biorą początek w fałszywym punkcie widzenia innej natury, a są również bezpodstawne. Brzmią one: „Dobrze, nieomylność Papieża nie ulega zaprzeczeniu, ale po cóż ją było uchwalać? Uchwała ta zupełnie nie była potrzebną, ani stosowną. Wszak Kościół obywał się bez niej przez osiemnaście stuleci. I ogłaszać ją teraz, kiedy dla kościołów wschodnich, dla protestantów, dla niewierzących wszystkich krajów będzie ona nowym kamieniem obrazy! Gdzież potrzeba tego wystąpienia?“
Błędem i to grubym jest mniemanie, jakoby Kościół obywał się dotychczas bez nieomylności Papieża. Chociaż nieogłoszona jako dogmat, nieomylność istniała; żyła ona, działała, przemawiała przez te wszystkie wieki swobodnie, bez przeszkód żadnych. A jeżeli pomyślano o dogmatycznem jej określeniu w ostatnich dopiero czasach, to dlatego, że ludzie zaczęli podawać ją w wątpliwość. Gdybyśmy nie mieli byli soboru Bazyljańskiego, ani Konstancjeńskiego, ani galikanizmu, ani jansenizmu, wyrok ten opóźniłby się może o całe jeszcze wieki. Ale Urban VIII, Inocenty X, Benedykt XIII, a nawet Benedykt XIV nie mieli już tej swobody działania, jak ą mieli Inocenty I, Leon św., papież Gelazjusz, święty Grzegorz Wielki. Fałszywa wiedza przyćmiła ich nieomylne nauczanie wątpliwościami, mącącemi wiarę chrześcijan. Trzeba było, ażeby promień światła przeniknął owe wątpliwości i przywrócił boską świetność temu, co tak nieszczęśliwie zostało zaćmione. Z tego względu wyrok dogmatyczny był nie tylko stosownym, ale i niezbędnym .
Próżna obawa, że może on odstręczyć tych, którzy by pragnęli przyłączyć się do Kościoła. Władza absolutna naszego Kościoła, przestraszająca niektóre dusze, przyciąga inne. Nieomylność papieska to przeciwieństwo wolnego badania. Im więcej gorzkich owoców swojej zasady będzie zbierał protestantyzm, im głębszą będzie w duszach otchłań niepewności z każdym dniem boleśniejsza, — tem więcej wejrzeń kieruje się ku Kościołowi katolickiemu, a nieomylność właśnie będzie najwyższym jego urokiem. Tam przynajmniej widzi się jasno; tam ma się spokój ducha; tam, wśród wątpliwości i niepokojów życia, ma się punkt oparcia stały, niewzruszony, gdzie dusza doznaje wytchnienia i ukojenia. Czuje się to w zachowaniu się nawróconych w Anglji i w Ameryce. Nikt bardziej od nich nie obstaje przy nieomylności Papieża; podobni do rozbitków, którzy po długiem błąkaniu się w ciemnościach, wśród fal zdradliwych, witają z uniesieniem latarnię morską, błyszczącą na brzegu, nie skarżąc się w cale, że światło jej jest za silne.
Zresztą, gdyby nawet orzeczenie nieomylności stanowiło dla protestantów i ludzi niewierzących nie powód, ale pretekst do deklamacji, cóż to znaczy, jeżeli wobec ogólnego stanu Kościoła, orzeczenie to było na dobie i niezbędne. Przyznaję, że nie rozumiem owego przesądzania, czy chwila była odpowiednią. Bo i któż może wyrokować w tej kwestji? Gdyby chodziło o przeszłość, możnaby oprzeć się na historji; gdy by o te raźniejszość — jeden Papież, ogarniający wzrokiem całość, ogół biskupów, rozsianych po całym świecie, mógłby może mieć o tem jakieś zdanie. Mówię: może; bo cóż to jest teraźniejszość? W każdym razie nie może w tej kwestji wyrokować żadna jednostka, czy to biskup, czy wierny. Widzi on zbyt małą cząsteczkę kuli ziemskiej; ma o całości pojęcie zbyt nieujęte.
Ale nie chodzi tu o teraźniejszość: chodzi o przyszłość. Dogmat nieomylności papieskiej to gwiazda, powołana do oświecania przyszłości. A któż zna przyszłość? Któż może wiedzieć, co przyniesie jutro, jakie wydarzenia straszne a bolesne mogą wymagać od Kościoła władzy absolutnej, niezaprzeczalnej? Kto powie, ile wolność prasy rozpowszechniana w społeczeństwach nowożytnych, spraw i zamieszania w umysłach i ilu będzie wymagała odpowiedzi niezwłocznych, rozstrzygających, Jasnych i niezaprzeczalnych? Jak obliczyć, jakiego wzrostu władzy duchownej wymagać będzie sam zanik władzy doczesnej? Fryderyk II pisał: „Usuńcie władzę doczesną, a każdy biskup stanie się patryarchą i jedność Kościoła w proch się rozsypie“. Jeżeli to prawda, czyż nie jest jasnem, że Patryarcha nad patryarchami powinien być opromieniony aureolą, do której żaden inny nie będzie mógł rościć pretensji? Powtarzam, nie znamy przyszłości, jakże zatem możemy wydawać sądy o tem, czy ogłoszenie niemylności było albo nie było na dobie?
Co do mnie, za podniesieniem tej kwestji czekałem w skupieniu ducha, mówiąc sobie: „Duch święty może jedynie o tem wyrokować. Jeżeli sobór Watykański orzecze nieomylność, to, ponieważ Duch ożywiający go czyni wszystko w zastosowaniu do pory i potrzeby, będziemy wiedzieli, że przyszłość brzemienna jest burzami, kiedy ów Duch każe nam zabezpieczać się od takowych.
VII.
Zarzucają niektórzy: „To jedność w ucisku“. Bynajmniej: jedność to w wolności. Do czego dążyła Stolica Apostolska przez ciąg ostatnich lat trzystu? Do ustalenia swojej władzy. Otaczały ją wrogie potęgi; spotykała zapory na drodze swojej wszędzie, nawet pomiędzy własnymi biskupami; nigdzie nie znajdowała wolnego dostępu: co miała czynić, by się nie wyrzec swego boskiego posłannictwa? Musiała utwierdzić swoją władzę, zastosować ją ściślej i szczegółowiej w hierarchji, w karności, w osobistych czynach swoich dzieci, jednem słowem we wszystkich sferach, gdzie sięga jej zakres. Musiała odzyskać stopniowo cały grunt sobie wydarty. Od trzech wieków Stolica Apostolska miała za zadanie, utrzymać w ładzę powierzoną Piotrowi i jego następcom, broniąc ją nie tylko przeciw wrogom, dążącym do całkowitego jej obalenia, jak protestantyzm, ale i przeciw zamachowi galikanizmu, józefizmu i regalizmu, dążących do jej zmniejszenia i osłabienia. Kresowej walce kładzie dopiero sobór Watykański.
Za to dzisiaj, kiedy już minęły niebezpieczeństw a zagrażające mu dotychczas, Papiestwo będzie o wiele swobodniejsze; nie będąc nadal zmuszone utwierdzać i podtrzymywać władzę, której mu już nikt nie przeczy, będzie mogło dać dzieciom swoim więcej wolności, która już nie będzie mogła obrócić się na złe.
Emil Ollivier utrzymuje, że orzeczenie nieomylności zwiększyło też raczej, aniżeli zmniejszyło szanse zgromadzania się soborów powszechnych. To jasne. Co mogło powstrzymywać Papieży od częstszego soborów tych zwoływania? Nie tylko obawa wtrącania się władzy świeckiej, ale przedewszystkiem obawa oporu i uroszczeń episkopatu, jak tego miano smutne przykłady w Konstancji i Bazylei. Obawiano się zawsze owej, buntowniczej teologji stawiającej sobór nad Papieża. Teraz nie będzie już tej obawy. Sobór Watykański zabezpieczył władzę Papieża od zamachów biskupów; a nie powołując do swego składu książąt świeckich, położył koniec ich roszczeniom do rządzenia soborami. Papiestwo tedy zewsząd zabezpieczone, pewne, że nikt nie zaprzeczy mu pierwszeństwa, będzie skłonniejszem do zwoływania w trudnych razach owych wielkich zgromadzeń, których zebranie się było zawsze dla Kościoła zapowiedzią pokoju i jakby odnowieniem życia.
Jeszcze będzie miało orzeczenie nieomylności i inne dobre skutki: oto przyczyni się do odbudowania Kościołów narodowych. Potrzeba było zgnieść je, gdyż utworzyły się były bez Papieża i przeciw niemu. Wspierały się na królu, ażeby dać silniejszy opór Papieżowi. Trzeba było zatem odjąć im stopniowo owe mniemane prawa, owe fałszywe, swobody, — przypomnieć biskupom źródło ich władzy, w skazać im jej granice, krępować ich przez indulty, mogące zawsze być odwołanymi, lub dawanymi na krótki przeciąg czasu, ażeby nie wyobrażali sobie, że są Papieżami w swych djecezjach. Ale teraz, kiedy podobny stan rzeczy nie jest już możliwym, Papież z własnej inicjatywy przywróci poszczególnym Kościołom część ich praw starodawnych. Niemasz już episkopatu; są tylko we wszystkich krajach biskupi pojedynczy, nie tworzący oddzielnego stanu, otoczeni przez wrogie potęgi i — co za tem idzie słabi jak wszystko, co jest odosobnione. Papież uznany za nieomylnego, zaradzi teraz sam owej ogromnej niedogodności. Przywróci dawne episkopaty złączone i umocnione przez sankcjonowane przezeń ustawy i wróci im owe prawa i swobody, których nie będą już mogły nadużyć, a z niemi i ową samodzielność, życie i siłę, które zmniejszyły się u nas zdaje się nieco w ostatnich wiekach.
Sami nawet wierni, kapłani, mówcy, pisarze odniosą stąd korzyść. Będą teraz mogli z większą swobodą i pewnością iść za natchnieniem Ducha świętego. Będą mieli głębszą znajomość ustroju Kościoła. Łatwiej im będzie zabrać się do zaniechanej pracy zgłębiania dogmatów, pracy rozpoczętej przez greckich i łacińskich Ojców Kościoła, prowadzonej dalej przez scholastyków, a przerwanej na nieszczęście, wskutek sporów z protestantyzmem i niezgód w Kościele.
I dzięki temu, po trzech stuleciach sporów i stagnacji, nadejdzie ta nowa i wielka era, którą przeczuwał de Maistre kiedy pisał: „Zbliżamy się do największej ze wszystkich religijnych epok. Albo się pojawi lada chwila jakaś nowa religja, albo siły chrystyanizmu zostaną w nadzwyczajny sposób odnowione“; owa era tryumfu nie zewnętrznego i politycznego może, ale religijnego i boskiego, którą przewidywał Pius IX, kiedy mówił: „Tak jest: zmiana ta i ten tryumf nadejdą; nie wiem, czy to się stanie dopóki żyję, ja niegodny namiestnik Chrystusowy, — ale to wiem, że nadejdą. Przyjdzie zmartwychwstanie; i ujrzymy porażkę wszystkich tych bezbożności; era nareszcie wzrostu światła i sił niebieskich, a przez to owo odnowienie oblicza świata, którego spodziewają się wszyscy i oczekują nazbyt żywo, ażebyśmy nie mieli widzieć w tem oczekiwaniu jednego z owych przeczuć zsyłanych przez Boga, dla podtrzymania Kościoła wpośród ciemności i niebezpieczeństw, które przechodzi obecnie.
Dogmatyczny wyrok soboru Watykańskiego jest punktem wyjścia i osią tego nowego zwrotu w Kościele.
Bp. Bougaud ,,Kościół", str. 79 - 90
Ale nie wyrok o nieomylności spowoduje te zamieszki i burze. W tern to może najwięcej omylili się ci, co dowodzą jego niewczesności. Pominąwszy bowiem pewien lekki niepokój, towarzyszący zawsze wszelkim postanowieniom takiej wagi, pominąwszy kilka odstępstw, które czekały tylko cienia sposobności, a które dla Kościoła były jakby pęknięciem niebezpiecznego wrzodu, to jest uspokojeniem i ulgą — gdzież jest choć jeden człowiek wybitny, prawy i oddany Kościołowi, któryby się od niego z przyczyny dogmatu nieomylności oddzielił? Jakiż biskup, nawet najbardziej temu przeciwny, nie ukorzył się? I któż nie będzie błogosławił poprzedzających wyrok ten sporów, których ostatecznym wynikiem miało być opromienienie jaśniejszem, światłem boskiej jedności Kościoła?
Zarzucają niektórzy: „To jedność w ucisku“. Bynajmniej: jedność to w wolności. Do czego dążyła Stolica Apostolska przez ciąg ostatnich lat trzystu? Do ustalenia swojej władzy. Otaczały ją wrogie potęgi; spotykała zapory na drodze swojej wszędzie, nawet pomiędzy własnymi biskupami; nigdzie nie znajdowała wolnego dostępu: co miała czynić, by się nie wyrzec swego boskiego posłannictwa? Musiała utwierdzić swoją władzę, zastosować ją ściślej i szczegółowiej w hierarchji, w karności, w osobistych czynach swoich dzieci, jednem słowem we wszystkich sferach, gdzie sięga jej zakres. Musiała odzyskać stopniowo cały grunt sobie wydarty. Od trzech wieków Stolica Apostolska miała za zadanie, utrzymać w ładzę powierzoną Piotrowi i jego następcom, broniąc ją nie tylko przeciw wrogom, dążącym do całkowitego jej obalenia, jak protestantyzm, ale i przeciw zamachowi galikanizmu, józefizmu i regalizmu, dążących do jej zmniejszenia i osłabienia. Kresowej walce kładzie dopiero sobór Watykański.
Za to dzisiaj, kiedy już minęły niebezpieczeństw a zagrażające mu dotychczas, Papiestwo będzie o wiele swobodniejsze; nie będąc nadal zmuszone utwierdzać i podtrzymywać władzę, której mu już nikt nie przeczy, będzie mogło dać dzieciom swoim więcej wolności, która już nie będzie mogła obrócić się na złe.
Emil Ollivier utrzymuje, że orzeczenie nieomylności zwiększyło też raczej, aniżeli zmniejszyło szanse zgromadzania się soborów powszechnych. To jasne. Co mogło powstrzymywać Papieży od częstszego soborów tych zwoływania? Nie tylko obawa wtrącania się władzy świeckiej, ale przedewszystkiem obawa oporu i uroszczeń episkopatu, jak tego miano smutne przykłady w Konstancji i Bazylei. Obawiano się zawsze owej, buntowniczej teologji stawiającej sobór nad Papieża. Teraz nie będzie już tej obawy. Sobór Watykański zabezpieczył władzę Papieża od zamachów biskupów; a nie powołując do swego składu książąt świeckich, położył koniec ich roszczeniom do rządzenia soborami. Papiestwo tedy zewsząd zabezpieczone, pewne, że nikt nie zaprzeczy mu pierwszeństwa, będzie skłonniejszem do zwoływania w trudnych razach owych wielkich zgromadzeń, których zebranie się było zawsze dla Kościoła zapowiedzią pokoju i jakby odnowieniem życia.
Jeszcze będzie miało orzeczenie nieomylności i inne dobre skutki: oto przyczyni się do odbudowania Kościołów narodowych. Potrzeba było zgnieść je, gdyż utworzyły się były bez Papieża i przeciw niemu. Wspierały się na królu, ażeby dać silniejszy opór Papieżowi. Trzeba było zatem odjąć im stopniowo owe mniemane prawa, owe fałszywe, swobody, — przypomnieć biskupom źródło ich władzy, w skazać im jej granice, krępować ich przez indulty, mogące zawsze być odwołanymi, lub dawanymi na krótki przeciąg czasu, ażeby nie wyobrażali sobie, że są Papieżami w swych djecezjach. Ale teraz, kiedy podobny stan rzeczy nie jest już możliwym, Papież z własnej inicjatywy przywróci poszczególnym Kościołom część ich praw starodawnych. Niemasz już episkopatu; są tylko we wszystkich krajach biskupi pojedynczy, nie tworzący oddzielnego stanu, otoczeni przez wrogie potęgi i — co za tem idzie słabi jak wszystko, co jest odosobnione. Papież uznany za nieomylnego, zaradzi teraz sam owej ogromnej niedogodności. Przywróci dawne episkopaty złączone i umocnione przez sankcjonowane przezeń ustawy i wróci im owe prawa i swobody, których nie będą już mogły nadużyć, a z niemi i ową samodzielność, życie i siłę, które zmniejszyły się u nas zdaje się nieco w ostatnich wiekach.
Sami nawet wierni, kapłani, mówcy, pisarze odniosą stąd korzyść. Będą teraz mogli z większą swobodą i pewnością iść za natchnieniem Ducha świętego. Będą mieli głębszą znajomość ustroju Kościoła. Łatwiej im będzie zabrać się do zaniechanej pracy zgłębiania dogmatów, pracy rozpoczętej przez greckich i łacińskich Ojców Kościoła, prowadzonej dalej przez scholastyków, a przerwanej na nieszczęście, wskutek sporów z protestantyzmem i niezgód w Kościele.
I dzięki temu, po trzech stuleciach sporów i stagnacji, nadejdzie ta nowa i wielka era, którą przeczuwał de Maistre kiedy pisał: „Zbliżamy się do największej ze wszystkich religijnych epok. Albo się pojawi lada chwila jakaś nowa religja, albo siły chrystyanizmu zostaną w nadzwyczajny sposób odnowione“; owa era tryumfu nie zewnętrznego i politycznego może, ale religijnego i boskiego, którą przewidywał Pius IX, kiedy mówił: „Tak jest: zmiana ta i ten tryumf nadejdą; nie wiem, czy to się stanie dopóki żyję, ja niegodny namiestnik Chrystusowy, — ale to wiem, że nadejdą. Przyjdzie zmartwychwstanie; i ujrzymy porażkę wszystkich tych bezbożności; era nareszcie wzrostu światła i sił niebieskich, a przez to owo odnowienie oblicza świata, którego spodziewają się wszyscy i oczekują nazbyt żywo, ażebyśmy nie mieli widzieć w tem oczekiwaniu jednego z owych przeczuć zsyłanych przez Boga, dla podtrzymania Kościoła wpośród ciemności i niebezpieczeństw, które przechodzi obecnie.
Dogmatyczny wyrok soboru Watykańskiego jest punktem wyjścia i osią tego nowego zwrotu w Kościele.
Bp. Bougaud ,,Kościół", str. 79 - 90
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.