sobota, 4 lipca 2020

Abp. Józef Teodorowicz: Życie czynne św. Pawła, Apostoła.


2. Życie czynne .

 Gdy się tak wpatrujemy w obraz umysłowości św. Pawła, pogrążającej się, jak w morzu jakiem, w najgłębszej i najsubtelniejszej spekulacji, to się nam wydaje, że takiej duszy nigdy nie pociągnie ku sobie wartki, wrący prąd życia. Bo umysły poruszające się w głębokich filozoficznych, czy teologicznych ideach, chronić się zawsze zwykły pod skrzydła ciszy i skupienia. Skupienie jest im pancerzem ochronnym przeciwko wszystkim pociskom, godzącym ze strony świata i życia czynnego, w delikatną przędzę ich myśli. 

 Wszystko, co ich odwołuje do pracy na zewnątrz i do czynu, godzi na nieprzerwany tok myśli, przerywa go i ognisko skupienia rozbija. Filozof i matematyk grecki, nawet wśród oblężenia miasta zajęty jest tak wyłącznie swoją umysłową pracą, że się ozwie do morderców, którzy wtargnęli do jego mieszkania: „Nie chciejcie mi psuć moich rysunków”.

 Tymczasem u św. Pawła spotykają się ze sobą i w największej zgodzie wspólnie żyją w jego duszy: najbardziej oderwana spekulacja i najpełniejsze życie czynu, związane ze sobą do tego stopnia, iż gdybyśmy nie znali Listów Apostoła, to nigdy byśmy nie pomówili jego umysłu o tak oderwane i tak głębokie koncepcje.

 Możnaby powiedzieć, że się on nieomal przepala cały w niespożytej działalności. On to przygotowuje prace dla pierwszych soborów; buduje i tworzy kościoły; przepowiada Ewangelję i kształci ucznie dla posługi Chrystusowej , a mnoży się tak w swej działalności, że cały świat ówczesny znaczy ślady dróg jego. Dzieło św. Pawła jest rozpięte pomiędzy Europą a Azją, Rzymem a Efezem, Palestyną i Hiszpanją. On się tak ugina pod ciężarem i nawałem pracy, iż sam wyznaje, jaki to bezmiar wysiłków go tłoczy w ustawicznej trosce o wszystkie kościoły: przygniata go nieomal zupełnie ta troska, którą on zwie: „Sollicitudo omnium Ecclesiarum ”.  A kiedy go dniem i nocą nadmiar trosk i prac wyczerpuje, wtedy to jeszcze kradnie sobie czas, ażeby tkactwem zarabiać na swe utrzymanie, gdyż nie chce zależeć od nikogo.


***

 Cała zaś ta działalność Pawłowa najeżona jest kolcami i cierniami, i to jeszcze jakiemi! Przejścia jego są tak tragiczne i wstrząsające, niebezpieczeństwa tak wielkie, że choćby jeden tylko taki kataklizm, jakich cały legjon był tłem jego historji, już zdolny był powalić go i zmiażdżyć.

 Proszę posłuchać, ile to tragizmu jest w suchym, nieomal cyfrowym katalogu przejść, jakie św. Paweł opisuje; gdyby to nie była historja najautentyczniejsza, myślałby kto, że to jakaś opowieść z tysiąca i jednej nocy, o przejściach i przygodach Apostoła.

 Śmierć nie zadowoliła się tem, ażeby ustawicznie zaglądać mu w oczy, ale pastwiła się nad nim przez lata, niby zwierz drapieżny, który wpiwszy w swą ofiarę pazury, puszcza ją wolno, ażeby znowu jej dopaść, i tak śmierć powolną a okrutną na raty rozdzielić.

 Od Damaszku do mamertyńskiego więzienia, droga życia Pawłowego zasłana jest krwawemi widmami śmierci, wgryzającej się w jego ciało i duszę raz po raz.

 Pierwsza stacja jego nawrócenia — Damaszek, jest i pierwszą jego stacją krzyżową, bo już nienawiść żydów od pierwszej zaraz chwili godzi nań: „Radę uczynili żydzi — pisze jego historyk Łukasz, ażeby go zabili”. Ledwo uniknął Paweł zasadzki i umknął do Jeruzalem, a już spiskowcy, czyhający na niego, tam są. I znowu Łukasz notuje: żydzi „szukali, aby go zabić”.

 W Antjochji rozjuszony tłum wyrzuca go z miasta; w Ikonium chcą go kamienować. Ale dotąd jeszcze były to tylko skrytobójcze siłowania; lecz już w Listrze jest Paweł kamienowany i oprawcy tylko dlatego zaprzestają swego dzieła, gdyż sądzą, iż ich ofiara już nie żyje. W Filippach smagany jest rózgami, a potem w trącony do więzienia. W Efezie złotnicy czując, że wpływ św. Pawła psuje im dochody z wyrobów statuetek Djany efeskiej, podburzają przeciwko niemu tłum. A potem znowu bity jest św. Paweł przez żydów w Jeruzalem. Niedokończone żniwo śmierci podejmuje na nowo przysięga żydów, że pokarmu nie tkną, póki nie zabiją Pawła; a potem ciągnie się jego krwawy szlak poprzez dwuletnie więzienie w Cezarei, podróż do Rzymu w okowach, rozbicie na morzu, aż wreszcie dosięgnie go ostatni etap męczeńskiego życia — mamertyńskie więzienie i śmierć pod rzymskim toporem . Cóż to za straszliwe martyrologjum.

 Całe życie apostolskie św. Pawła przewija się po krawędzi między życiem a śmiercią, tak, że zawołać on może o sobie: „ąuotidie m orior”; śmierć ustawicznie igra z jego życiem, a pośród straszliwych jej igrzysk, on ku niej wyciągać będzie ręce i wołać: „Umrzeć mi jest zysk”, „Mihi enim mori lucrum est” 

 Ale niechaj nas raczej wyręczy w tej ponurej opowieści sam Paweł św., który ułożył katalog liczbowy swych straszliwych przejść. Oto są te nagie fakta, podane przez niego, które wyglądają na jakieś streszczenie sumaryczne dzienniczka jego misyjnych podróży:

 „W trudach bez liczby, w ciemnicach bez końca, w chłostach bez miary, w niebezpieczeństwach śmierci bardzo częstych.Od żydów wziąłem pięć razy po czterdzieści plag bez jednej. Trzykroć byłem smagany rózgami, raz byłem kamienowany, trzykroć doznałem rozbicia się okrętu; cały dzień i noc całą byłem na głębi morskiej; w podróżach częstokroć, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójów, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi: w pracy i umęczeniu, w czuwaniach nocnych, częstokroć w głodzie i w pragnieniu, w postach częstokroć, w zimie i nagości”.

 I pomyśleć dopiero, że żadnemu z tych niebezpieczeństw i przejść św. Paweł nie ustępował z drogi, owszem, sam ich szukał nieraz i na nie się narażał, staczając walkę z własnem tkliwem i wrażliwem sercem.

 Oto jeden z licznych przykładów. Wybiera się on w drogę do Jeruzalem, tak mu nienawistnej, tak wrogiej, tak ustawicznie dybiącej na niego i na życie jego i odzywa się wówczas do swoich: „A oto teraz ja, gnany Duchem, udaję się do Jerozolimy, nie wiedząc, co mnie tam czeka, z tym wyjątkiem, że Duch św. w każdem mieście mi zaświadcza, mówiąc, że więzy i utrapienia czekają mnie w Jerozolimie. Ale za nic sobie tego nie ważę, ani życia swego wyżej nad siebie nie cenię, bylebym tylko dokonał biegu mego i posługi słowa, które otrzymałem od Pana Jezusa, by głosić Ewangelję Łaski Bożej”.

Autor Dziejów Apostolskich dodaje do tej sceny jeszcze inną niezmiernie rzewną i wzruszającą. Jest to scena pożegnania najbliższych przyjaciół św. Pawła , którym on powiedział, że już więcej oblicza jego oglądać nie będą. Jednak grono jego najbliższe dowiaduje się od proroka, że ich najdroższego Mistrza mają w Jeruzalem spętać i poganom oddać; w tedy uczniowie jego poczną św. Pawła zaklinać, ażeby poniechał swego planu podróży do Jeruzalem i tam się nie wybierał. W odpowiedzi, jaką daje św. Paweł swym przyjaciołom, znać jego całą duszę. Odmalował on siebie samego w swem czułem i wrażliwem sercu na płacz i zaklinania przyjaciół, ale i w swej nieugiętej woli, która z walki z własnem sercem wychodzi zwycięsko.

 Pisze autor Dziejów: „Paweł odezwał się w tedy i rzekł: Co czynicie? Czem u płaczem rozdzieracie mi serce? Ja bowiem dla imienia Pana Jezusa gotów jestem nietylko na więzy, ale i na śmierć w Jerozolimie”. 

 Ale św. Paweł sam nam poddaje motto i hasło swego życia wnętrznego w przedziwnej równowadze wszystko odczuwającego serca i niezłomnej woli; pisze on do Koryntjan: „We wszystkiem ucisk cierpimy, ale na duchu nie upadamy; bywamy w biedzie, ale nie rozpaczamy; prześladowanie znosimy, ale nie jesteśmy opuszczeni; bywamy powaleni, ale nie giniemy”.

 I dochodzi on do tego stanu duszy, w którym przeciwności i cierpienia, zamiast pomnażać mu smutku, przymnażają mu tylko wesela. Wesele zaś to wnętrzne jest u niego tak obfite, że jeszcze innych niem obdziela: „Lecz gdybym i krew moją przelał w dodatku do ofiary i do świętej służby wiary waszej, — pisze on do Filipian,— cieszę się z tego .. A i wy... radujcie się razem ze mną”.

 I kto wczytał się w jego Listy, temu się udziela z tych kart tchnienie przebogate wesela, które się nieraz kojarzy u św. Pawła z dobrotliwym humorem i dowcipem.

Oto są najwyższe już trofea nieugiętości i męstwa, które nie ostawiając nic w sercu jego z lęku, czy małoduszności, zapaliły tę duszę żądzą cierpień, a przepełniły ją w Krzyżu radością i szczęściem.

Abp. Józef Teodorowicz ,,Św. Paweł, Apostoł Narodów" str. 4-8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.