piątek, 10 maja 2019

PILNE! Profesor KUL zniszczył życie młodego i zdolnego studenta, aby ukraść jego dorobek.

 


W związku z tragicznymi, a zarazem skandalicznymi wydarzeniami, które niedawno rozegrały się w Lublinie, a o których inne „katolickie media” milczą, postanowiliśmy z chrześcijańskiego obowiązku sprawę nagłośnić. Sytuacja jest szczególnie bliska sercom naszej redakcji, ponieważ prześladowaniami dotknięty został młody katolicki aktywista i intelektualista. Niestety sprawę sukcesywnie stara się zamieść pod dywan, a fakty odwraca do góry nogami. Ponieważ sytuacja jest nieco skomplikowana i ma wiele wątków, pragniemy prosić Państwa o zapoznanie się z całością niniejszego artykułu, gdyż integralne poznanie wszystkich kwestii jest wymagane do zrozumienia sprawy. Z pytaniami w tej sprawie zwróciliśmy się do obu stron konfliktu. Nie zdradzamy tożsamości części naszych informatorów, ponieważ boją się oni represji ze strony liberalnych władz uczelni.

Nie od dzisiaj w kręgach katolickich popularna jest opinia, że Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II nie jest miejscem gościnnym dla wartości chrystusowych. Coraz to kolejne afery i skandale są tego wyłącznie potwierdzeniem. Donośnym wyrazem zepsucia stało się dopuszczenie przez Jego Magnificencję Antoniego Dębińskiego studiów gender jako przedmiotu wykładowego. Niestety jakiekolwiek próby reformowania tego stanu rzeczy są z góry skazane na niepowodzenie, a ich inicjatorzy są prześladowani. Dla utrzymania liberalnego stanu rzeczy, władze KUL gotowe są nawet pozbyć się jednego ze swoich najlepszych studentów. Chronią natomiast wątpliwej sławy profesora, który zniszczył życie tego młodego człowieka, aby ukraść jego dorobek.

Mateusz Wesołowski jest studentem V roku prawa i III roku historii. Odbiera maksymalne stypendium naukowe, a w tym roku akademickim zostało przyznane mu także stypendium ministra za wybitne osiągnięcia naukowe w kwocie maksymalnej, tj. 15 tysięcy złotych. Żaden inny student KUL takiego stypendium nie dostał. Mateusz to jednak nie typ zwykłego kujona i mola książkowego. Prócz wybitnych osiągnięć naukowych może on poszczycić się także nie lada jakimi osiągnięcia organizacyjnymi, spośród których wymienić możemy choćby stworzone przez niego własne koło naukowe, a także Gildię Akademicką Piusa XI, która stanowi obecnie najprężniej działającą organizację studencką na lubelskiej wszechnicy. Jak sam pisze na swoim Facebook’u, celem powołania przez niego do życia Gildii było „wykształcenie katolickiej elity intelektualnej”. Wydawałoby się, że nic nie stoi na przeszkodzie młodego człowieka do dalszej kariery wybitnego i szanowanego katolickiego naukowca. Nic bardziej mylnego. Mateusz padł ofiarą, jak się okazało nie pierwszą, idącego po trupach i słynącego z wielu skandalów obyczajowych prof. Macieja Jońcy, kierownika Katedry Prawa Rzymskiego KUL, czyli macierzystej katedry Jego Magnificencji. Daje to realną podstawę do przypuszczania, że za tuszowaniem coraz to nowych ekscesów prof. Macieja Jońcy stoi nie kto inny jak sam rektor KUL Antoni Dębiński.

Od lewej: Rektor KUL Antoni Dębiński, Prof. Maciej Jońca.
Po prawej Mateusz Wesołowski. 14 listopada 2018 r.
Źródło: Gildia Akademicka Piusa XI

Mateusz od początku studiów, czyli roku 2014 był intensywnie działającym wolontariuszem na rzecz swojej Alma Mater. Na jego profilu na Facebook’u przyjrzeć się możemy iście romantycznej epopei młodego studenta. Jak sam pisze: „wybór mojej Uczelni był dla mnie wyborem światopoglądowym. Uważam, że każdy kto choć trochę mnie zna, wie o tym, że jestem człowiekiem o usposobieniu idealistycznym i że nigdy nie brakowało mi odwagi cywilnej, aby bezkompromisowo stawać w obronie prawdy i wartości, które uznawałem za słuszne”.  Mateusz nigdy ze swojej pracy organizacyjnej nie czerpał żadnego zysku. Wedle naszych informatorów często było tak, że sam z własnej studenckiej kieszeni dokładał „na większą chwałę Bożą”. Często nie były to małe sumy. Tak przykładowo na działalność swojego koła naukowego wyłożył przeszło 600 zł, a na powstającą Gildię ok. 3-4 tysiące zł, z czego 2520 zł na czapki organizacyjne dla innych osób. Zaznaczyć tutaj należy, że prócz wysokich stypendiów jakie były przyznawane Mateuszowi za jego wyniki naukowe, odbierał on także od początku swoich studiów stypendium socjalne, w związku z tym, że pochodzi on z biednej rodziny, która sama ledwo wiąże koniec z końcem. Dlatego wydatki, które kładł młody student były dlań dużym poświęceniem. Swoją ofiarną pracą Mateusz dla wielu stał się autorytetem i ideałem katolickiego intelektualisty.

Wedle opinii naszego źródła: „Mateusz zawsze swoimi sukcesami dzielił się ze wszystkimi po równo. Ryzyko jakiegokolwiek niepowodzenia natomiast, zawsze brał na siebie. Tak przykładowo po zorganizowaniu udanej konferencji, dyplomy za organizację rozdał nam wszystkim [tj. członkom Gildii – wyjaśnia red.], pomimo że sam był jedynym prawdziwym organizatorem. Kwestię odpowiedzialności za niepowodzenie zorganizowania konferencji, gdyż czas na jej organizację był dość krótki, wziął na siebie. Podobnie było z każdym innym wydarzeniem”.

Profesora Macieja Jońcę młody student poznał w działającej na KUL-u korporacji akademickiej, której ten pierwszy był kuratorem uczelnianym. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że obaj się przyjaźnią. Mateusz zapisał się nawet na seminarium magisterskie z prawa rzymskiego.

Już od samego początku znajomość rozpoczęła się „przy kieliszku”. Jest zresztą faktem wśród kulowskich studentów powszechnie znanym, że prof. Maciej Jońca, nazywany też „prawą ręką Księdza rektora” mocno nadużywa alkoholu i co rusz widywany jest pijany lub zionący alkoholem w różnych miejscach i okolicznościach. Wedle naszych informatorów, głośne są także opinie, że dochodzić ma do kontaktów seksualnych między prof. Maciejem Jońcą, a studentkami KUL-u. Modne są wśród studentów różne historie, jak choćby „o gigantkach z Kilonii”, które „katolicki profesor” ma pleść pijany komu popadnie, chwaląc się swoim bezwstydnym życiem. My treść tej opowieści pozostawimy domysłom naszych czytelników. Na uwagę zasługuje także fakt, że „katolicki profesor” jest rozwodnikiem. Na fotografiach z relacji na stronie Gildii Akademickiej Piusa XI w przedziale czasowym od czerwca do października ubiegłego roku poznać możemy dwie inne jego narzeczone. Wedle naszych informatorów to tempo zmian „życiowych partnerek” jest dla niego standardem od dłuższego czasu. Jako redakcja pragniemy także zauważyć skandaliczny fakt, że prof. Maciej Jońca pełniąc niezwykle odpowiedzialną funkcje kuratora uczelnianego dawał swoim życiem karygodny przykład innym studentom i w naszej opinii mógł przyczynić się do ich demoralizacji. W dalszej części niniejszego tekstu postaramy się wykazać ku temu przesłanki. Należałoby dodać, że jest to grzech niezwykle ohydny, bowiem jak mówi nasz Pan Jezus Chrystus: „Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza” (Mt 18, 6).

Wedle opinii naszego źródła, będącego lubelskim pracownikiem uczelnianym: „Ten człowiek [tj. prof. Maciej Jońca – red.] robi co chce i jest całkowicie nietykalny. Sam osobiście słyszałem, że około roku 2017 miał pod wpływem alkoholu molestować seksualnie studentkę. Kiedy ta mu kategorycznie odmówiła to wyzwał ją od <k****> i <d****>. W obronie dziewczyny stanął ktoś ważny, chyba wiceprezes PZU? Nie jestem tutaj pewny. Pijany prof. Maciej Jońca rzucił się na niego z pięściami. Doszło do szarpaniny, którą rozdzielił ktoś z ówczesnego Samorządu Uczelnianego KUL. Nie ręczę za autentyczność tej historii, ale w środowisku akademickim w Lublinie jest ona znana. Sam zresztą słyszałem o całej masie innych pijackich wybryków tego człowieka. To jest jakaś tajemnica poliszynela, że o tym nie mówi się głośno. Każdy jednak wie, że ulubieńca Księdza rektora nie da się ruszyć, bo on [tj. rektor KUL – red.] go chroni”. Na pytanie naszego redaktora, czy ktoś już próbował tę sprawę poruszyć, dostaliśmy taką odpowiedź: „Wedle mojej informacji ktoś już próbował. Tego kogoś zastraszono, a następnie zwolniono z uczelni. Nie jestem w stanie akurat tego potwierdzić, być może jest to bajka, lecz zdaniem moich znajomych jest to całkowicie prawdopodobne”.

Inny z pracowników uczelnianych w tej sprawie mówi: „Mam pewną informację, że ówczesny przewodniczący Samorządu Uczelnianego KUL powiedział władzom uczelni, że ten incydent z udziałem prof. Macieja Jońcy z bójką i molestowaniem studentki nie miał miejsca. Nie dawajcie jednak proszę temu wiary, bo ten sam przewodniczący mi o tym wcześniej opowiadał, a także opowiadał mi o tym, że sprawę zamieciono pod dywan! Argumentował to, że Pan prof. Maciej Jońca był wtedy tak pijany, że nie był poczytalny, a więc nie można mu za to przypisać winy>. Nie udało mi się ustalić, aby ktoś tę sprawę poruszał oficjalnie, a tym bardziej, żeby tego kogoś zastraszono, ani z tego powodu zwolniono go z uczelni. To niemożliwe. Nie wiem skąd ma Pan takie informacje, ale jestem pewny, że są one błędne. Gdyby tak się stało, to wywołałoby to zbyt duży dym. Co nie zmienia jednak faktu, że sprawa ta prawdopodobnie faktycznie miała miejsce, ponieważ słyszało o niej dużo osób.

Pomimo, że Mateusz wiedział z kim ma do czynienia, zdecydował się zaufać swojemu koledze-profesorowi. Pytany przez naszego redaktora dlaczego to zrobił, odpowiada: „Każdy ma większe, czy mniejsze pokusy do grzechu. Nie powinno się wykluczać kogoś tylko dlatego, że gorzej sobie z nimi radzi. Myślałem, że w innych dziedzinach życia ten człowiek jest dobry. Traktowałem go jako swojego przyjaciela, ufałem mu i kompletnie nie sądziłem, że może ostrzyć sobie kły na mój dorobek. Natomiast co do kwestii molestowania studentki i bójki Pana profesora z wiceprezesem PZU to kompletnie o tym wtedy nie wiedziałem. Chciałbym zauważyć, że ja nie twierdzę, że to miało miejsce. Jestem o tym jednak subiektywnie przekonany na podstawie informacji, które są szeroko znane w gronie pracowników mojej Alma Mater. Ręczę za autentyczność tego, że taka historia krąży i że została mi opowiedziana, a nie za to, że na pewno miała miejsce. Wydaje mi się jednak bardzo prawdopodobne, że to jest prawdziwe, ponieważ sam wielokrotnie byłem świadkiem analogicznego zachowania ze strony Pana profesora”.

Tak w styczniu 2018 r. prof. Maciej Jońca został kolejnym kuratorem, tym razem stworzonego przez Mateusza koła naukowego.

Marzeniem Mateusza było stworzenie koła naukowego, jak sam często powtarzał, „rodem z okresu międzywojennego”. Uważał bowiem, że współczesne koła nie dorównują standardem tym przedwojennym. Jego koło bardzo szybko odniosło wiele spektakularnych sukcesów, wśród których wymienić możemy chociażby organizację ogólnopolskiej konferencji naukowej pt. „Radices Europae” (pol. „Korzenie Europy”), która okazała się być największą konferencją zorganizowaną w ubiegłym roku akademickim na KUL i liczyła przeszło 300 słuchaczy. Celem konferencji było ukazanie, że korzenie Europy są chrześcijańskie.

Podstawą działalności koła były codwutygodniowe „spotkania referatowo-herbaciane”, opracowane według formuły wymyślonej przez Mateusza, na które zapraszano wyłącznie ciekawych prelegentów. Spotkania te stały się bardzo popularne. W kole panowała niepowtarzalna atmosfera, a między jego członkami zawiązywały się więzi przyjaźni. Wszystko to doprowadziło do podjęcia przez Mateusza decyzji o przekształceniu swojego koła w organizację studencką, która za patrona wzięła sobie Jego Świątobliwość Piusa XI. Wybór na patrona autora słynnej encykliki Quadragesimo Anno nie był gołosłowny i pociągał za sobą przekształcenie koła w organizację ideowo-wychowawczą o profilu ortodoksyjnie katolickim. Jako znak rozpoznawczy dla nowej organizacji wybrano zaprojektowaną według pomysłu Mateusza fioletową czapkę studencką z haftem przedstawiającym klucze św. Piotra. Czapka ta nawiązywać miała kolorem i kształtem do pierwszych kulowskich czapek studenckich z 1918 r., a także symbolizować powrót do intelektualnych korzeni uniwersytetu założonego przez Jego Magnificencję ks. Idziego Radziszewskiego.

Wszystkie te niewątpliwie duże sukcesy Mateusza spowodowały zawiść ze strony kolegów z korporacji akademickiej, której był członkiem. Zawiść ta miała w niedługim czasie się ujawnić.

W dniu 17 listopada 2018 r. na stronie Polskiej Akademickiej Korporacji Astrea Lublinensis na Facebook’u, liczącej przeszło tysiąc obserwatorów, mogliśmy być świadkami opublikowania publicznie takiego komunikatu:

„Informujemy, że Mateusz Wesołowski został wydalony z K! Astrea Lublinensis. Konwent K! Astrea Lublinensis uznaje, że Mateusz Wesołowski przez swoje skandaliczne zachowanie po wydaleniu pozbawił się czci i honoru, w związku z czym został obłożony infamią”.

Dla niebędących biegłymi w temacie, należy w tym momencie zastopować i wyjaśnić, że korporacje akademickie są działającymi na uniwersytetach bractwami studenckimi. Bractwa te skupiają wyłącznie mężczyzn, a ich życie powinien determinować patriotyzm i postępowanie zgodne z Akademickim Kodeksem Honorowym. Popularne są szczególnie w Niemczech. O wiele mniej w Polsce. Niemniej z tym patriotyzmem i podporządkowaniem regułom kodeksu bywa różnie, o czym będzie dalej. Skrót „K!” oznacza natomiast tyle co „Korporacja”.

Komunikat o którym mowa szybko zniknął, ponieważ wywołał falę negatywnych reakcji i jak to się mówi w internecie „hejtu”. Był zresztą kłamliwy i stanowił pomówienie. Studenci próbowali dowiedzieć się co się stało, lecz korporacja również nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi. Komentarz Mateusza w tej sprawie został usunięty, a jego konto zablokowane przez administrację strony.

Jak udało nam się ustalić Mateusz był członkiem korporacji od pierwszego roku swoich studiów, a zarazem od początku jej formalnego zawiązania. Przez ponad dwa lata odpowiedzialny był w niej za „Dział propagandowy”, który sam stworzył, aby dbać o pozytywny wizerunek medialny tej organizacji. Niewątpliwie swoją pracą znacznie przyczynił się do utrwalenia pozytywnego obrazu korporacji, ponieważ wedle naszych informacji tytułuje się ona teraz nieoficjalną awangardą środowiska patriotycznego w Lublinie. Została odznaczona nawet medalem „Pro Patria”. Jakkolwiek ładnie to wygląda na zewnątrz, przy bliższym poznaniu traci swój urok.

Według wiedzy, którą posiadamy, we wspomnianej korporacji od dłuższego czasu dochodzić miało regularnie do szeregu patologii, którym kategorycznie przeciwstawiał się Mateusz. Spowodowało to popadnięcie przez niego w spór z wieloma innymi korporantami, którzy nie rozumieli jego oburzenia. Statutowo korporacja powinna być organizacją patriotyczną i ideowo-wychowawczą, tym czasem dochodziło w niej do szeregu wydarzeń skandalicznych, a najmłodsi członkowie w opinii Mateusza byli przez resztę demoralizowani. Wedle naszych informatorów patriotyzm w korporacji stał się jedynie etykietą otwierającą drzwi do pieniędzy i urzędów. Poza tym był zaś przedmiotem kpin. Wśród mogących oburzać rzeczy, które miały miejsce wewnątrz korporacji, wymienić możemy nie tylko regularne libacje alkoholowe, co szereg różnego rodzaju wydarzeń naprawdę skandalicznych, takich jak choćby rzucanie dla zabawy nożami w portret Romana Dmowskiego, który został w wyniku tego połamany, czy też wydanie przez jej prezesa pozwolenia na uczestnictwo członków korporacji w okrzykniętej dużym echem lubelskiej paradzie równości, co prawda z zastrzeżeniem zakazu noszenia czapek organizacyjnych, lecz nadal – pozwolenie.

W protokole zeznań korporantów akademickich przeciwko Mateuszowi, do którego treści udało nam się dotrzeć, Mateusza nazywa się m.in. „homofobem”.

Chciałoby się rzec cynicznie, że tak właśnie wygląda awangarda patriotyczna na KUL-u… Co to ma wspólnego z patriotyzmem, czy etyką katolicką? Nie wiemy. Niemniej taka organizacja w Lublinie istnieje i co ciekawe regularnie pokazuje się w bliskim otoczeniu Jego Magnificencji Antoniego Dębińskiego. Nie jest jednak wcale tak, że rektor KUL nic o dziejących się wewnątrz korporacji nieprawidłowościach nie wie, ponieważ wedle naszej wiedzy, informacje na ten temat były mu wielokrotnie zgłaszane. Zignorowany został nawet fakt zorganizowania przez korporantów nielegalnej zbiórki pieniędzy w trakcie Światowego Zjazdu Absolwentów KUL w czasie którego wyłudzono całkowicie bezprawnie wiele pieniędzy, podając się przy tym za organizację charytatywną. Korporacja ta utrzymuje także współpracę z Lubelskim Urzędem Wojewódzkim, lubelską placówką Instytutu Pamięci Narodowej, a nawet wygrała przetarg i kontroluje Lubelski Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej, czyli placówkę Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Lublinie. Organizacja utrzymuje też paradoksalnie kontakt z wieloma prawicowymi pracownikami naukowymi KUL, jak choćby profesorem Mieczysławem Rybą, a dachu nad głową udziela im dyrektor Domu Polonii w Lublinie, dr Dariusz Śladecki. Przez szacunek redakcji dla obu tych Panów, chcemy wierzyć, że po prostu nie mają zielonego pojęcia, co się wewnątrz tej organizacji dzieje.

Mateusz jako człowiek ideowy i pracowity szybko wysunął się na prowadzenie wewnątrz korporacji i stanowił jej najaktywniejszego członka. Wedle statystyk korporacji. do których udało nam się dotrzeć, a które były prowadzone w ubiegłym roku akademickim, aktywność Mateusza wynosić miała ponad 80-90% frekwencji obecności na wydarzeniach. Żaden inny korporant tyle nie miał. Dla porównania frekwencja ponad połowy członków korporacji nie wynosiła często nawet 50%. Mateusz razem z dwoma innymi korporantami, będącymi doktorantami, napisał nawet książkę o przedwojennej korporacji „Astrea”, za której „Astrea Lublinensis” uważa się kontynuatorkę. Część jego wkładu w książkę dotyczyła trudnego tematu ideologii korporacji przed wojną.

W czerwcu ubiegłego roku doszło w korporacji do wyborów zarządu, gdzie o funkcje prezesa korporacji ubiegać się miał Mateusz Wesołowski i Mateusz Zarosiński. Ten drugi znany był m.in. ze swoich liberalnych poglądów, a także z tego, że zniszczył razem z innym korporantem portret Romana Dmowskiego rzucając w niego nożami.

Wyniki wyborów były takie, że pierwszy „miotacz noży” został prezesem, a drugi sekretarzem. Mateusz Wesołowski natomiast w geście protestu przed kierunkiem rozwoju ideologicznego, który zwiastują wyniki wyborów, zawiesił swoją działalność w korporacji.

To co się działo na zebraniu wyborczym jest tajne i żaden z członków korporacji nie ma prawa o tym mówić pod rygorem możliwości uznania go z tego powodu za osobę niehonorową. Dlatego chcielibyśmy tutaj zaznaczyć, że informacja pochodzi z nagrania, które zostało przekazane naszej redakcji (nie przez korporanta), na którym słychać bardzo wyraźnie, że tajemnicę organizacyjną publicznie ujawnia prof. Maciej Jońca. O skandalicznym nagraniu jednak będzie później.

Wedle opinii naszego źródła: „Wielu korporantów po prostu zazdrościło Mateuszowi. Nikt z nich nie miał takich osiągnieć jak on. Korporanci rozpuszczali na temat Mateusza i nas samych kłamstwa, jakobyśmy mieli np. pozostawiać po sobie nieporządek w miejscu naszych spotkaniach. Chodzi o to, że początkowo spotykaliśmy się na kwaterze korporacji. Przed każdym naszym spotkaniem jak i po nim, jednak sprzątaliśmy. Często bywało tam bardzo brudno. Zmywaliśmy po korporantach kufle. Zanim zapyta mnie Pan dlaczego, odpowiem, że w taki sposób <płaciliśmy> za korzystanie z kwatery. W kuflach często zdarzał się być widoczny grzyb. Kilka razy było też tak, że za przeproszeniem, że użyję takiego słowa ale ktoś <osrał ścianę>. Te problemy były wielokrotnie komunikowane, lecz korporacja nic z tym nie robiła. Często zbywano nas odpowiedzią, że <dzień wcześniej było czysto>. Podejrzewaliśmy więc, że ktoś z korporantów robi to celowo ze względu na nasze spotkania”. Nasz informator dodaje: „Czterech naszych członków dołączyło do tej całej korporacji. To były naprawdę fajne chłopaki. Po wstąpieniu zaczęli się nad nami wywyższać. Mówili, że są lepsi od nas. Jednocześnie wszystko wskazywało odwrotnie, ponieważ m.in. od tej chwili zaczęli mocno nadużywać alkoholu. Po prostu zostali zdemoralizowani. Mateusz chciał ten stan rzeczy zmienić. Dlatego został z korporacji usunięty”.

W wyniku głosowania demokratycznego, na jednym z zebrań korporacji – niczym za Barabaszem – większość opowiedziała się za usunięciem Mateusza. Ponieważ jednak nie wystąpiły żadne zarzuty honorowe, to nie usunięto go ze skutkiem cum infamia. Oznacza to, że Mateusz opuścił korporację jako osoba posiadająca zdolność honorową.

Wychodząc z kamienicy na rynku starego miasta w Lublinie, Mateusz szedł w kierunku Wieży Trynitarskiej, gdzie po drodze natknął się na nadchodzących w jego kierunku dwóch korporantów, którzy przechodząc obok go obrazili. W reakcji na obrazę Mateusz nie rozmawiał, lecz po męsku uderzył w twarz jednego z nich. Drugi natomiast widząc to spanikował i wzywał krzykiem okolicznych ludzi na ratunek. Na tym incydent się zakończył. Mateusz nie zamierzał z chamstwem prowadzić dyskusji, ani się przekrzykiwać. Załatwił sprawę po dżentelmeńsku i odszedł. Z protokołu zeznań wynika, że nic poważnego się wtedy nie stało, a największą obrazą zewnętrzną spoliczkowanego kolegi, było „czerwone ucho”.

Następnego dnia zgodnie z Akademickim Kodeksem Honorowym, Mateusz wezwał tę dwójkę, a także innego korporanta do przyjęcia swoich sekundantów w celu honorowego zakończenia sprawy. Aby uniknąć odpowiedzialności, odmówiono przyjęcia jego sekundantów, a także zebrano konwent [odpowiednik walnego zgromadzenia w korporacji – tłumaczy red.], który orzekł, że na Mateusza zostaje nałożona infamia. Zrobiono to ponieważ osoba dotknięta infamią, czyli osoba niehonorowa, traci zdolność do satysfakcji honorowej, a więc pojedynkowania się i nie może wytaczać postępowania honorowego. Ten akt tchórzostwa „Trzech Muszkieterów z Lublina” został rychło potępiony przez ogólnopolski ruch korporacyjny. Okazało się też, że infamia została nałożona wbrew przepisom powszechnie obowiązującym, a także wbrew jakimkolwiek przepisom honorowym.

W takich okolicznościach swoje karty na stół postanowił wyłożyć, będący również członkiem korporacji prof. Maciej Jońca i zadać Mateuszowi śmiertelny cios w plecy.

Wedle naszej wiedzy kurator od samego początku powstania Gildii miał zastrzeżenie co do jej religijnego charakteru. Domagał się od Mateusza wykreślenia z preambuły statutu odwołania do Trójcy Świętej i słów, że „Gildia opiera swój światopogląd na etyce i tradycyjnym nauczaniu Kościoła Katolickiego”. Kulowski profesor miał żądać tego m.in. na walnym zgromadzeniu w obecności wielu osób, stosując szantaż emocjonalny, że jeśli tak się nie stanie, to będzie zmuszony z przyczyn osobistych przestać być kuratorem, a także, że w takiej wersji na pewno statut nie zostanie zaakceptowany przez uczelnię. Szantażował także Mateusza, że jeśli ten go nie posłucha to wymusi powrót do struktury koła.

Wedle relacji naszego źródła prof. Maciej Jońca był także zwolennikiem, aby umożliwić przyjmowanie do Gildii homoseksualistów i nie mógł przeżyć wydanego przez Mateusza zakazu udziału jej członków w lubelskiej paradzie równości. Jego zdaniem „Gildia powinna być jak armia amerykańska” przez co rozumiał, że nowych członków ma się nie pytać o ich światopogląd i orientację. Takie rzeczy miał sugerować publicznie na jednym z wykładów Gildii w październiku ubiegłego roku. Ponieważ nie piszemy na łamach czasopisma dla idiotów to pozwolimy sobie nie tłumaczyć, dlaczego taki zakaz był słuszny, a postulaty LGBT są sprzeczne z wiarą chrześcijańską i obrzydliwe Panu Bogu.

We wtorek 20 listopada 2018 roku Mateusz podupadł na zdrowiu. Już od dłuższego czasu wśród jego przyjaciół było wiadome, że choruje na serce. Moment ten wykorzystał błyskawicznie prof. Maciej Jońca, który zwołał pod nieobecność Mateusza zebranie członków Gildii, na którym bez najmniejszych skrupułów przez ponad godzinę, kulowski profesor iście spokojnym, socjopatycznym głosem siał w głowach młodych studentów kłamstwa na temat Mateusza. Skandaliczne nagranie z tego spotkania zostało przekazane naszej redakcji. Ze słów „katolickiego profesora” dowiedzieć się możemy m.in. że zarówno koło naukowe, jak i Gildia to w sumie był jego pomysł, a nie Mateusza. Dalej przedstawia się zdolnego studenta jako chodzącą patologię, która nie potrafi rozwiązywać sporów inaczej, niż pięścią. Kulowski profesor przekonuje, że przez „takiego prezesa” wszyscy będą mieli kłopoty. Słyszymy czułym, ojcowskim głosem, jakby mówiąc do dzieci, wyssaną z palca historię: „Na przełomie roku 2017/2018 pojawiła się różnica zdań pomiędzy nieobecnym tutaj Mateuszem, a innym korporantem. O czym nie wiecie. I tę sprawę starano się załatwić polubownie. Najpierw przemawiał nieobecny tutaj Mateusz. Później przemawiał ten drugi korporant. Nieobecny tutaj Mateusz nie pozwolił mu przemówić, zaczął krzyczeć, a potem rzucił się na niego z pięściami”. Jak wyjaśnia sam Mateusz na swoim Facebook’u: to „nigdy nie miało miejsca w rzeczywistości i jest jednym z wielu wyssanych z palca bzdur, które zostały wymyślone (..) w celu zdyskredytowania mnie”.

Incydent ze spoliczkowaniem, o którym pisaliśmy wcześniej, kulowski profesor przedstawia kłamliwie w sposób następujący: „Kiedy Wasz kolega, którego tutaj niema, schodził po schodach, zobaczył [tutaj pada imię i nazwisko osoby – red.] rzucił się na niego z pięściami. Uderzył go pięścią w głowę z tyłu. To nie jest pojedynek. To nie jest obrona kobiety. To, to nawet nie jest nie wiem. No, nie wiem jak to powiedzieć. Każdy niech sobie sam znajdzie odpowiedź na określenie tego typu postępowania. Został odciągnięty przez pozostałych świadków tego wydarzenia”. Kurator swoje wymysły puentuje słowami: „Wszyscy oni są gotowi na piśmie złożyć swoje zeznania, łącznie z poszkodowanym”. W tym momencie chcielibyśmy oświadczyć, że jako redakcja, byliśmy świadkami dowodów, które przeczą słowom prof. Macieja Jońcy, a także potwierdzają, że sytuacja wyglądała dokładnie tak, jak to wcześniej opisaliśmy.

Już następnego dnia z inicjatywy prof. Macieja Jońcy zostaje wszczęte postępowanie dyscyplinarne przeciwko Mateuszowi. We wniosku o wszczęcie postępowania zaadresowanym do „Magnificencji, Księdza rektora” narracja jest taka sama jak na zebraniu. Czytamy, że koło jak i Gildia powstały z inicjatywy prof. Macieja Jońcy, a nie Mateusza. Katolicki charakter Gildii zostaje nazwany przez prof. Macieja Jońcę mianem „totalistycznej sekty”. Młody student natomiast to chodzący problem, gdziekolwiek się pojawi, tam wznieca problemy i  należy niezwłocznie zawiesić go w prawach studenta.

Jak tłumaczy nam Mateusz: „Nie próbuję w żaden sposób uniknąć odpowiedzialności. Ze wszystkich zarzutów, które są mi wysuwane w postępowaniu dyscyplinarnym, prawdziwy jest jednak tylko ten jeden, czyli naruszenie nietykalności osobistej [pada imię i nazwisko – red.]. Stało się to jednak w zupełnie innych okolicznościach, niż te, podane we wniosku i w związku z tymi prawdziwymi okolicznościami, czuję się usprawiedliwiony. Natomiast pozostałe zarzuty wysuwane wobec mnie przez Pana prof. Macieja Jońcę są nieprawdziwe i mają na celu zawłaszczenie sobie mojej pracy i mojego dorobku organizacyjnego”.

W ramach „kampanii zniesławiającej” kulowski profesor miał umawiać się na indywidualne rozmowy z wieloma członkami Gildii, gdzie również powtarzał im nieprawdziwe informacje, a także nakłaniał do utraty zaufania wobec Mateusza. Spotykał się także od wtorku do czwartku z dziewczyną Mateusza, którą według naszej wiedzy, nakłaniał do zerwania ze swoim chłopakiem. Przekazywał przez nią do niego także informacje, że jeśli Mateusz będzie cicho milczał i nie będzie prostował pomówień to zaniecha postępowania dyscyplinarnego. Ostatnie takie zapewnienia złożył jej w czwartek. Okłamał ją jednak, ponieważ już w środę wszczął postępowanie. Powiedział też, że najlepiej by było dla Mateusza, gdyby zmienił uniwersytet.

Niedługo potem prof. Maciej Jońca zdjął bez podania przyczyny temat pracy magisterskiej Mateusza i żądał od niego zmiany seminarium magisterskiego. Jako redakcja chcielibyśmy zwrócić tutaj uwagę, że Mateusz jest studentem V roku i już dawno zaczął zbierać materiały i pisać pracę. Taki cios był więc jak strzał w piętę achillesową.

Mateusz próbował rozmawiać ze swoim profesorem, lecz było to jak rzucanie grochem o ścianę. Maciej Jońca odmówił jakiejkolwiek rozmowy. W pismach prywatnych pisał zaś do Mateusza w obraźliwym i szyderczym tonie. Jako redakcja to potwierdzamy, bo pisma widzieliśmy.

Wkrótce potem Mateusz doznał załamania nerwowego i pogłębienia swoich problemów z sercem, po czym przeszedł z przyczyn zdrowotnych na urlop dziekański. Przebywał na nim będzie do końca tego roku akademickiego.

Rzecznik KUL, dr Lidia Jaskuła na nasze pytanie odnoszące się do niniejszej sprawy, odpowiedziała następująco:

„Odpowiadając na przesłany przez Pana list informuję, że pan dr hab. Maciej Jońca, prof. KUL postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 19 września 2018 r., na wniosek Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. Zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem Krzyż Zasługi nadawany jest osobom, które położyły zasługi dla państwa lub obywateli, spełniając czyny przekraczające zakres ich zwykłych czynności a przynoszące znaczącą korzyść państwu lub obywatelom, ofiarną działalność publiczną, charytatywną, ofiarne niesienie pomocy. W uzasadnieniu wniosku o przyznanie odznaczenia wskazano zasługi dra hab. M. Jońcy, prof. KUL jako kuratora Legii Akademickiej KUL (…).

W sprawie p. Mateusza Wesołowskiego rzecznik dyscyplinarny KUL prowadzi postępowanie wyjaśniające – rzecznik dyscyplinarny nie prowadzi postępowania dyscyplinarnego. Przedmiotem postępowania prowadzonego przez rzecznika dyscyplinarnego jest ustalenie (wyjaśnienie) czy doszło do popełnienia przez p. Wesołowskiego czynu uchybiającego godności studenta oraz naruszenia przepisów obowiązujących na uczelni (w tym między innymi przepisów dotyczących zniesławienia, naruszenia nietykalności cielesnej i groźby karalnej). Wniosek w tej sprawie został złożony 21 listopada 2018 r. przez prof. Macieja Jońcę.”

Sam prof. Maciej Jońca natomiast napisał do nas w sprawie Mateusza tak:

„- pytania związane z "molestowaniem", "znęcaniem się", "pijaństwem" oraz "tuszowaniem afer" mieszczą w sobie kłamstwa i krzywdzące insynuacje, które godzą nie tylko w dobra osobiste moje, ale również moich Bliskich, Uniwersytetu i osób trzecich. To brednie wyssane z palca. Niedawno "podzielił się" nimi na forum "Mediów Narodowych" p. Mateusz Wesołowski, przeciw któremu przygotowywany jest właśnie prywatny akt oskarżenia w związku z tą sprawą; p. Wesołowski będzie miał również kolejne postępowanie dyscyplinarne na Uczelni. Poczytuję sobie za smutną powinność powiadomić Pana, że wszelkie naruszenia mojej czci oraz dobrego imienia mojego i moich Bliskich spotkają się z mojej strony z natychmiastową reakcją w postaci wszczęcia postępowania sądowego. Ponieważ obu chodzi nam o prawdę, jestem przekonany, że Pan na moim miejscu zachowałby się tak samo. Nie wydaje mi się również, by inne podmioty, które zostaną kłamliwie pomówione, zechcą zachować powściągliwość; - w sprawie p. Mateusza Wesołowskiego toczy się obecnie postępowanie dyscyplinarne, którego celem jest ustalenie, czy sprawa znajdzie swój dalszy ciąg przed komisją dyscyplinarną. Postępowanie toczy się więc W SPRAWIE, a nie PRZECIW OSOBIE. Inicjatorem postępowania byłem ja, a uczyniłem to w związku z tym, że p. Wesołowski popełnił przestępstwo z art. 217 § 1 kodeksu karnego oraz wielokrotnie nadużył mojego zaufania. Procedura wygląda tak, że to nie ja dążę do usunięcia kogokolwiek, tylko najpierw rzecznik bada sprawę, a następnie komisja przeprowadza postępowanie, po czym w orzeczeniu odnosi się do postawionych zarzutów. Dziwi mnie, że p. Wesołowski, jako student prawa, nie rozumie tak prostych schematów. Reasumując: POZA ZŁOŻENIEM ZEZNAŃ PRZED RZECZNIKIEM NIE MAM I NIE MIAŁEM ŻADNEJ STYCZNOŚCI Z TOCZĄCYM SIĘ POSTĘPOWANIEM”.

Zwróćmy uwagę, że prof. Maciej Jońca okłamuje nas pisząc, że „poza złożeniem zeznań przed rzecznikiem nie ma i nie miał żadnej styczności z toczącym się postępowaniem”, ponieważ byliśmy świadkami wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego, który jest sporządzony i podpisany przez prof. Macieja Jońcę.

Wedle informacji ze screenu, który został nam przekazany przez członka obecnej Gildii Akademickiej Piusa XI, prof. Maciej Jońca opublikował na wewnętrznej grupie organizacji, tj. Gildii, wiadomość o poniższej treści:

„Szanowni,

do zamieszczonego niżej filmu [chodzi o wywiad z Mateuszem Wesołowskim w Mediach Narodowych – red] oraz maili, jakie rozesłano po KUL-u w związku ze mną i nie tylko, odniosę się we wtorek [czyli 14 maja b.r. – red.] na zebraniu. Czuję się dziwnie musząc podkreślać, że wypowiedzi na temat mój, <Astrei> i wielu innych osób to przeinaczenia, pomówienia i manipulację. Żałuję i jest mi przykro, że – będąc członkiem Gildii – również Wy musicie przez to przechodzić. Obiecuję, że nie będę was w to wciągał i zrobię wszystko, by zapewnić Wam komfort nauki, płynność działania oraz zrobię to, co trzeba, byście utrzymali nieposzlakowaną opinię.

Póki co mam do Was prośbę i pozwalam sobie udzielić Wam rady. Sprawy zaszły naprawdę daleko. W ciągu mojej długoletniej uniwersyteckiej egzystencji nie przypominam sobie niczego podobnego. W powietrzu wiszą nie tylko kolejne postępowania dyscyplinarne, ale również oskarżenia w procesie karnym i pozwy cywilne. Niestety. Kto sieje wiatr zbiera burzę. Postarajcie się trzymać od tego c daleko i nie dajcie się w nić wciągnąć.”

Zdaniem naszego źródła: „Wiadomość Pana profesora miała w mojej opinii nas zastraszyć. Wielu z nas odebrało to jako groźbę przed stawaniem po stronie prawdy. Niestety ale fakty są takie, że większość z nas chce powrotu Mateusza i nie chce już dalszej dyktatury Pana profesora, która przynosi naszej organizacji wyłącznie same straty. Gildia jest teraz zarządzana niezwykle nieudolnie. Odeszło wiele bardzo wartościowych osób. Przyjętych zostało natomiast wiele bezwartościowych, które napływają tylko dlatego, że liczą na możliwość udziału w <zerówce> z prawa rzymskiego. Przyjęto człowieka, którego orientacja seksualna budzi naszą wątpliwość. Kiedy rządy sprawował Mateusz, to byłoby niemożliwe. Organizacja poza nazwą, nie ma już nic wspólnego z katolicyzmem”. Dalej mówi: „nie mieliśmy pojęcia o tym, jaki jest Pan prof. Maciej Jońca. Raz było tak, że kiedy organizowaliśmy publiczny wykład o bogini Lilith, kiedy prelegentem był Pan prof. Maciej Mynnich to prof. Maciej Jońca przyszedł wtedy wstawiony i zionący alkoholem. Gdy mówił to lekko bełkotał. Później próbował wymusić na nas picie piwa, na co kategorycznie nie zgodził się Mateusz. To było pierwszy raz, gdy widzieliśmy go w takiej <akcji>. Wtedy widzieliśmy, że Mateusz ukrywa przed nami prawdziwe oblicze kuratora. Drugi raz to miało miejsce teraz w kwietniu, na wycieczce do Lwowa, gdzie kolejny raz widzieliśmy Pana profesora kompletnie wstawionego i pijanego”. Na pytanie naszego redaktora, czy jest ktoś kto popiera w Gildii prof. Macieja Jońcę, dostaliśmy taką odpowiedź: „Oczywiście, że są! Dawni <najwierniejsi> ludzie Mateusza, których dużo jest teraz m.in. w zarządzie. Na każde słowo Mateusza kiedyś przeżywali erekcję. Teraz robią to samo względem Pana profesora. Pod każdym postem ślą mu serduszka. Dla większości z nas to są Judasze, bo kiedy sprawa z przejmowaniem Gildii się rozpoczęła, to wobec nas wszystkich deklarowali oni publicznie w Krakowie, że będą stać za wszelką cenę przy Mateuszu. Powiedzieli tak ponieważ, Pan profesor stwierdził pierwotnie, że nikt z poprzedniego składu zarządu już nie będzie w nowym składzie zarządzie. Im chodziło wyłącznie o zachowanie stanowisk! W momencie, kiedy Pan profesor się z nimi dogadał to z dnia na dzień zdradzili naszego prezesa i zmienili obóz. Niemal każdego z nas ten fakt obrzydza. Nikt jednak tego nie powie wprost, bo nikt z nas nie chce skończyć tak, jak skończył Mateusz. Nikt z nas niema tyle odwagi, żeby przeciwstawić się Jońcy”.

Wedle słów Mateusza, o których zamieszczenie bardzo nas prosił: „Niezależnie od tego co Państwo napiszecie, ja bardzo kocham moją Alma Mater i nie wyobrażam sobie studiować nigdzie indziej. Nie chcę być kojarzony jako wróg KUL. Zależy mi, aby zdano sobie wreszcie sprawę z tego, że nie ja jestem na tej uczelni problemem. Ja zwracam jedynie uwagę na rzeczy, które nie powinny mieć miejsca na żadnym uniwersytecie, a szczególnie nie na takim który mieni się <katolickim>. Bronię się także przed kłamliwymi zarzutami na mój temat, wygłaszanymi przez ludzi całkowicie zdemoralizowanych. Czuję przy tym wszystkim ogromny żal do organów władzy KUL, które dają milczącą zgodę na to trwające prześladowanie mnie. Mam szczególny żal do moich profesorów, że niemal nikt nich nie ma odwagi, aby otwarcie i zdecydowanie wystąpić przeciwko patologiom Pana prof. Macieja Jońcy, który usiłuje doszczętnie zniszczyć moje życie.

Wartym odnotowania byłoby również, że prof. Maciej Jońca na swojej stronie na Facebooku o nazwie „Katedra Prawa Rzymskiego KUL” w metaforyczny i poniżający sposób odnosi się do osoby Mateusza, którego nazywa m.in. „psem”, stwierdzając dumnie, że „psy szczekają, karawana jedzie dalej”.

Porównuje go także do chorego psychicznego, przedwojennego studenta KUL Stefana Wolskiego, który miał poglądy faszyzujące, a po drugiej Wojnie Światowej popełnił samobójstwo.

Pracownik uniwersytetu który mieni się „katolickim”, powinien kierować się w życiu miłością do bliźniego i swoich studentów, a nie promować wśród nich publicznie degenerację i nienawiść.

Smutną historię, zamiast rozbudowanym epilogiem, pragniemy zakończyć niezwykle trafnym cytatem ojca konserwatyzmu, Edmunda Burke’a: „Do tego, aby zło zatriumfowało, wystarczy tylko bezczynność dobrych ludzi”. Niestety w tym wypadku, zbyt dużo dobrych ludzi pozostaje bezczynnymi.

Jeśli chcesz pomóc i nie jest to dla Ciebie problem to udostępnij ten artykuł. Powiedz o jego treści swoim znajomym. A jeśli jesteś jakoś związany z KUL-em, to zrób coś, bo Ty najlepiej wiesz co możesz zrobić. Jeśli zdecydujesz się mówić prawdę, to będzie już dużo. Nie pozostawaj tylko bezczynnym, bo bezczynność jest grzechem.

REDAKCJA MYŚLI KATOLICKIEJ - Organu Katolików Świeckich 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz